W domu wegetarian nie mówi się o sznurze

— I te koty mu mięso po kawałku przyniosły do pokoju? — dopytuje się moja mać, zdumiona przejawami kociej miłości.
— No, przyniosły. — odpowiadam trochę automatycznie, bo jestem zajęta neutralizowaniem wczorajszego kataklizmu, czyli przenosinami taboru o czterysta kilometrów.
— Ale jakie mięso!? — mać ma, odkąd pamiętam, zwyczaj nie odpuszczania po jednym pytaniu i strzelania seriami pytań pomocniczych.
— No, normalne. — odpowiadam już całkiem bezmyślnie spomiędzy spodni narciarskich a ortez neoprenowych — Ludzkie.
Lekko paniczna reakcja maci uświadamia mi, że „ludzkie mięso”, to, wbrew mojemu zamysłowi, nie jest to, co jedzą ludzie. I karmienie tym kotów może być nazbyt niekonwencjonalne.

Autor: siwa

Jestem ubogą staruszką zbierającą chrust, laboga

Dodaj komentarz