Mieszkam w najgorszej możliwie strefie klimatycznej. Latem upał +40, zimą mróz -30. Nie ma dnia polarnego, a od listopada do kwietnia nie można jeździć skuterem. Nie ma fiordów, oceanu, nie ma Golfstromu. Nie ma wysokich gór. No, w mordę, chyba porzucę swój patriotyzm.
Rozważywszy wszystkie za i przeciw — Bretania. Klimat silnie umiarkowany, wieje, że łeb urywa, ocean i klify — obecne. Skandynawia odpada, bo zimą dla odmiany musiałabym połknąć żarówkę, a Szkocja to taka trochę brzydsza Norwegia.
Spędzanie zimy we Włoszech, a lata w Trondheim odpada, bo, wbrew pozorom, przywiązuję się do miejsca.