No, doprawdy. Ścianki wspinaczkowe i wspinanie to teraz jakiś lans i szał.
Ponieważ mam kitę bujną jak jeżozwierz w kolorze pieprz z solą, z przewagą jeszcze pieprzu, postanowiłam kupić sobie szczotkę do włosów dla humorzastych panienek, które nie lubią rozczesywania warkocza. Coś mi majaczyło, że dilował tym Avon.
Szczotki nie było, ale dostałam po oczach informacją, że żeby podjąć wyzwanie jeden rozmiar w dół należy: zmienić dietę, uprawiać sport i smarować się kremem na celulit. Skręciło mnie ze śmiechu, bo doświadczenie uczy, że w tym zestawie najmniej potrzebny jest krem, bo rozmiar zmaleje od zbilansowanej diety NŻT i umiarkowanego ruchu.
Przestałam się śmiać, dopiero, jak do mnie dotarło, jaki sport poleca całkiem każualowy Avon do spalenia tego nadmiarowego tłuszczu. Otóż jest to ścianka wspinaczkowa, a konkretnie bulder. No, nie ukrywajmy, nie jest to sport dla osób z nadwagą. Każdy kilogram wspinacza szczególnym dobrem narodu, tyle, że trzeba go wnosić na samą górę.
Tymczasem elegancko odziana pańcia w różowych La Sportivach Solution dzielnie pałuje po klamach w dużym przewieszeniu, jak to raczył podsumować młody.
A ja mam mieszane uczucia, czy cieszyć się, że wspinanie wchodzi pod strzechy, bo dzięki temu są ścianki wspinaczkowe na nizinach, niektóre nawet w miarę tanie, duży wybór sprzętu i koledzy do pogadania, czy też martwić się, że ryzyko dostania w łeb dorodnym Sebą lub równie dorodnym sebiątkiem, gwałtownie wzrasta.
I nie jest to figura retoryczna, bo na jednej z warszawskich ścianek największym ryzykiem związanym z uprawianiem sportów ekstremalnych jest dostanie w mordę od wojowniczego Seby, którego poprosisz o opanowanie bujającej się progenitury. Nie jest łatwo wspinać się z dołem, jak koło ciebie przelatuje rozhuśtana na linie dziesięciolatka o masie zbliżonej lub jej równie rozbawiony papa.
A ubezpieczenie PZA nie obejmuje ciosu napakowanym dresem.