Sto metrów od miejsca w którym mieszkam od urodzenia ma powstać most. Most, który jest definicją naszych rodzimych stosunków dobrosąsiedzkich i społecznych.
W wyniku czegoś, co nazwano konsultacjami społecznymi ma to być wąski, jednopasmowy most z pasem tramwajowym i ścieżką rowerową. Tyle dobrego. Kłopot w tym, że Targówek, czyli nas sąsiedzi przez Rzekę, nie potrzebują tramwaju — potrzebują mostu dla samochodów. Nie wydaje mi się, by wraz z infrastrukturą rowerowo-tramwajową malały korki. Jak jadę całkiem niezłą ścieżką rowerową wzdłuż nadwiślańskiego bulwaru i Wisłostrady, to dzień w dzień, niezależnie od pogody, Wisłostrada jest caluteńka zaspawana samochodami. Zimą sama pokornie stoję w tym korku, ale do głowy by mi nie przyszło postulować wybudowania drugiej Wisłostrady, bo nie mam jak dojechać do pracy.
Mieszkańcy Żoliborza tego mostu nie chcą. Twierdzą, że jest niepotrzebny. Że oszpeci dzielnicę, że zakorkuje jeszcze bardziej plac Wilsona, że zniszczy klimat. Mieszkańcy Targówka i okolic twierdzą, że nie mają się jak przedostawać na lewą stronę Wisły i most jest im niezbędny.
Tyle, że Żoliborz jest jeden i nawet jeśli ktoś uważa, że zadziera nosa i każe się traktować wyjątkowo, to prawda jest taka, że obiektywnie jest to wyjątkowo ładna dzielnica, a między istniejącymi mostami jest 3 km. Więc chyba nie warto jej niszczyć. W projekcie półtora kilometra dzieli Most Grota (pięć pasów plus ścieżka rowerowa) i Most Gdański — dwukondygnacyjny, dwa pasy, tramwaj, ścieżka rowerowa. Po co między nimi trzeci most? Ano po to, żeby się tym z Żoliborza we łbach nie poprzewracało z dobrobytu.
Nie jest też dla mnie argumentem, że ten most był na przedwojennych planach, bo na nich, dla odmiany, nie było ani mostu Grota, ani trasy Mostu Północnego. Ani wielu innych rzeczy.

Więc dlaczego nie chcę mostu poza tym, że egoistycznie nie chcę koło niego mieszkać i nie chcę mieszkać przez kilka lat na placu budowy w najbardziej zakorkowanym kawałku miasta? Otóż nie chcę mostu, bo w zasięgu spaceru, nie mówiąc o samochodzie czy rowerze są dwa inne. Nie chcę mostu, bo mieszkam w mieście, które nie cierpi ani na nadmiar mostów, ani na nadmiar pieniędzy, a na północy Warszawy są dwa ogromne mosty (Grota i Północny zwany też Kurią). A na południu za Mostem Siekierkowskim, następny jest dopiero w Górze Kalwarii. Tyle, że tam nie ma czego zepsuć.
Słuchając obu stron, czytając co zwolennicy mościa lub bezmościa mają do powiedzenia dotarło do mnie, że tu nie chodzi o most, nie chodzi o dojazd i nie chodzi o korki. Chodzi o zasadę. Uważacie, że wasz Żoliborz jest ładny i nie należy go niszczyć? Hahaha, o niedoczekanie. Skoro musimy mieszkać w brzydkiej dzielnicy, to przynajmniej zażądajmy zbudowania czegoś, co oszpeci inne.
Nie może być tak, że dzielnice są ładne i ładniejsze. Więc będzie most. Bo tak.
Hm, mam wizję, jak to wkrótce po wybudowaniu, w wyniku kolejnych „końsultacji społecznych” torowisko i ścieżka zostają zamienione na dwa pasy dla samochodów osobowych. Albo i w trakcie budowy, bo wiadomo, że torowisko to koszty i nie wystarczy torów na moście dać, tylko trzeba przeprojektować sieć tramwajową. A ze ścieżki rowerowej „korzystałoby mniej ludzi, niż z jezdni, poza tym rower może jechać i po jezdni przez most”.
Czego oczywiście nie życzę. Ale protestowałbym zanim coś ruszą. ;-)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wszyscy mają taką wizję, ale teraz chyba już tylko pozostanie się przykuć do betoniarek.
PolubieniePolubienie