Wstaję rano, a tu 21 stopni. Zasadę mam taką, żeby nie jechać rowerem, jeśli jest powyżej 20 stopni, ale kupiłam przewiewne gacie, to myślę — dam radę. Odczuwalna 27, pełne słońce, dramatu nie ma, uradzę. Gotuję się się przy odczuwalnej powyżej 30.
Wczoraj w związku z obowiązkami towarzyskimi (hura, hura, jadłam sushi, jestem jednak spożywczo europocentryczna) pojechałam skuterem, więc miałam troszkę moralniaka, że cały dzień bez roweru. Założyłam przewiewne fancy-ciuchy, wymazałam się filtrem i pojechałam. Wychodzę z pracy po 17, a tu wtem zachmurzenie i zimnawo.
Ależ bym była smutna, jeślibym pojechała czymś innym, bo w obie strony jechało się koncertowo.
Jutro też wam uciekniemy.
(I nie, nie będę już dzisiaj pracowała)