Podróże w czasie i inne zalety gorączki

Od czasu kiedy obejrzałam dwa odcinki polskiego serialu o lekarzach, uznałam go za niesłychanie fascynujący, ciekawy i dobrze zagrany, a potem okazało się, że mam 39 stopni gorączki, nie mam do siebie zaufania.

Mam impostor syndrom, ale na czym, jak na czym, ale na kinematografii to ja się nie znam naprawdę. Niemniej z racji grania gam, napiszę, co w kolejnej malignie obejrzałam i co mi się podobało. Kilka filmów oraz jedna książka.

Jak zawsze, Dark, Przeznaczenie, Ghost in the Shell, Alias Grace, Biała Królowa
Uwaga, mogą być spoilery

Podróże w czasie

1. Jak zawsze

Miłoszewski, podróż w czasie po raz pierwszy.

Miłoszewskiego lubię, Warszawę lubię. Całość trochę zabawna (towarzysz Gierek!), społecznie wymagająca refleksji i nie dająca łatwych odpowiedzi, czy będąc ładną młodą dziewicą (condicio sine qua non) lepiej siedzieć na kupie gnoju w ziemiance czy skorzystać z intratnej zagranicznej oferty matrymonialnej. Plus „korby” — slumsy zaprojektowane przez Le Corbusiera, nieodbudowany rezerwat Powstania Warszawskiego, Polska renówka model Zorza i Szanzelajze* z pomnikiem Piłsudskiego zamiast Alei Armii Ludowej. No szanuję, naprawdę.

Złośliwym chichotem, losu jak czytałam tę książkę, to aleja Armii Ludowej stała się Aleją Lecha Kaczyńskiego. Oczekuję pomnika.

Smutno mi się zrobiło po przeczytaniu tej książki. Moje duszne problemy w zasadzie oddaje tytuł tej książki. Warto też ją czytać z filtrem na dzisiejsze czasy i może wpisać sobie do politycznego sztambucha — alternatywą dla zjednoczonej europy jest tylko Związek Radziecki. Taka to i fantastyka.

2. Dark

Podróż w czasie po raz drugi.

Niemiecka wersja „Stranger Things”, tylko dużo gorsza. Dzieje się w Republice Federalnej Niemiec z całkowitym (no, prawie) pominięciem żelaznej kurtyny. Nieletni trup ściele się gęsto, pętla czasowa naciska, determinizm gryzie po kostkach.

Zalety — owszem trzyma w napięciu i straszy jak lubię, czyli estetycznie i bez gwałtownych hałasów. Jak ktoś lubi erefenowski dizajn z lat ’80, to będzie zachwycony. Deprywacja sensoryczna przy pomocy niemieckiego disco i brudno-niebieskiej tapety w wyłupiaste wiewiórki zrobiła na mnie duże wrażenie.

Wady — główny bohater nie kuma tego, co od początku jest oczywiste, a po finale pozostaje pytanie, jak on z tego więzienia uciekł do teraźniejszości.

Wszystkim fanom „ejtisów” trzeba w tym miejscu wyraźnie przypomnieć, że to, co oglądają w Dark i Stranger Things ma się do lat ’80 w Polsce jak Pewex do sklepu mięsnego „Bekon”. Na wszelki wypadek nie mówcie przy mnie, że jesteście fanami lat ’80.

3. Przeznaczenie

Podroż w czasie po raz trzeci. Laureat wielu nagród, ŚWIETNY. No, doprawdy. #samaniewiem

Film o masowym mordercy (50 l.), który zabił się sam sobą, bo był podróżującym w czasie agentem po operacji plastycznej (40 l.), którą przeszedł, żeby jego młodsza wersja, nie poznała, że to on, bo, kiedy jako młody agent (30 l.) miał romans ze sobą (20 l.) sprzed zmianą płci i spłodził siebie, którego przeniósł w czasie o 20 lat wstecz (0 l.).

Że też im to tak zawsze te operacje plastyczne wychodzą, że przed operacją jest ładny  blondyn (prześliczna Sarah Snook), to po operacji Ethan Hawke, a nie dajmy na to Donatella Versace. Albo przed operacją Travolta, a po Nicolas Cage. Albo odwrotnie, ale dalej nie Donatella.

Obejrzałam do końca, mimo, że dość wcześnie się zorientowałam w co mnie usiłują wkręcić. Obejrzenie w całości w sumie przemawia na plus, ale nie wiem po co to oglądałam, ale na pewno mi zaszkodziła gorączka.

Nie lubię filmów o podróżach w czasie, bo tego się przekonywająco po prostu nie da zrobić. I chyba ich nie lubię dlatego, że zawsze się potem zastanawiam, w którym miejscu życia mogłam zrobić coś takiego, żeby nie znaleźć się tu gdzie jestem. Trochę mnie to, niestety przygnębia, bo miejsce w którym się aktualnie znajduję ma ten problem, że już się w nim nieźle urządziłam, co wcale nie sprawiło, że przestała to być to ciemna dupa.

Alias Grace

Czyli film o tym, że jeśli jesteś kobietą to ciemna dupa jest z każdej strony. Atwood lubię bardzo. Film okrutny, jak okrutne było bycie kobietą 100 lat temu, ale szanuje uczucia estetyczne i nie pokazuje tego, co mógłby. Szanuję za to ja twórców. Grace okazuje się morderczynią Schrodingera, ale w żadnej sugerowanej wersji nie mam jej tego za złe, gdyż patrz „ciemna dupa”. Podróż w czasie odbywa się w prawdzie w jednym kierunku, ale za to przyjemnie rozgałęzia.

Ghost in the shell

Nie tylko nie jestem fanką mangi, ale nie mam o niej pojęcia. Fabuły nie znałam. Jedyne co wiedziałam, to, że Scarlett”obcisłe wdzianko” Johansson gra Japonkę. SERIO? w XXI wieku takie rzeczy? Jednakowoż wolałabym Motoko niezeuropeizowaną.

Nie spodziewałam się, że mi się spodoba, a spodobał (sprawdzić, czy nie gorączka) a już tym bardziej w tych ponurych sceneriach nie spodziewałam się happyendu. A jednak się zdarzył.

Biała królowa

Przypadkowe romasidło dla kucharek — warto dla odświeżenia wiedzy o historii Anglii, jak się komuś Plantageneci mylą z Lancasterami, nie wiecie dlaczego Tudorowie są porąbani, a Windsorów nie ma wcale.

Sceny romantycznego królewskiego seksu można bez straty przewinąć. Najbardziej nie lubię, jak oni przy tych seksach przekazują sobie jakieś ważne dla fabuły informacje, ale tu najważniejszą informacją jest to, że Edward IV ma wydepilowany tyłek.


* tak znajomy Angol mówił na Champs-Élysées

Autor: siwa

Jestem ubogą staruszką zbierającą chrust, laboga

Dodaj komentarz