Róż, brokat i aborcja

Ta okładka nigdy nie powinna się ukazać, bo zabija dyskusję i rozmowę o prawach kobiet. Jak można róż, brokat i aborcja. Aborcja to przecież czerń, kir i trumienka.

Przez tę okładkę zlikwidują nam swobodny dostęp do antykoncepcji awaryjnej. Okaż się, że legalnej aborcji ze względu na uszkodzenia płodu, w kilku województwach, praktycznie nie da się przeprowadzić, a w pozostałych będzie trudno. Leki antykoncepcyjne będą bardzo drogie i nierefundowane, a apteki będą odmawiały ich sprzedaży, bo klauzula sumienia jednej z religii.

Naszą rozrodczość będzie kontrolował jeden z bardziej restrykcyjnych systemów prawnych w Europie, nazywany kompromisem, a o ciąży i rozrodzie najwięcej będą mieli do powiedzenia faceci po 60 i księża. A najlepiej księża po 70.

Ciążę zaczniemy nazywać dzieckiem od momentu, kiedy plemnikowi przestanie się ruszać witka, zniknie pojęcie zarodka i embrionu, pojawi się do tej pory nieznane medycznie pojęcie dziecka nienarodzonego lub poczętego. Zabieg medyczny ratujący życie matki zaczniemy nazywać morderstwem, a kobiety będą zmuszane do donoszenia zagrożonych ciąż i rodzenia uszkodzonych płodów, tylko po to, żeby zaraz umarły. Lub żyły rok cierpiąc. Ważne, że ochrzczone.

A na koniec organizacja fanatyków o szemranym finansowaniu zagrozi, że będą nas wsadzali do więzienia nie tylko za poronienie, ale także za przesłanie koleżance linka do kliniki na Słowacji albo zawiezienie jej samochodem do Berlina.

I to wszystko przez tę okładkę.
A nie, zaczekaj…

https://www.facebook.com/plugins/post.php?href=https%3A%2F%2Fwww.facebook.com%2Fwysokieobcasy%2Fphotos%2Fa.10150978980819882.482985.228168274881%2F10156057541554882%2F%3Ftype%3D3&width=500

Cholernie zakłamani jesteśmy

W pokoleniu mojej matki aborcja była legalna i popularna. Stosowana jako uciążliwy środek antykoncepcyjny, bo tychże nie było, albo były bardzo zawodne. Przesadnie się z nią nawet nie ukrywano, jako rzecze matka.

Jak leżała w szpitalu, kiedy się rodziłam, vis a vis był gabinet w którym w trybie ambulatoryjnym usuwało się ciąże. „Robiło skrobanki”, jak wtedy się mówiło. Gabinet pracował cały dzień i obsługiwał jedną panią za drugą.

Jeśli statystyki się nie mylą, przynajmniej w rzędzie wartości, to teraz co piąta kobieta miała aborcję. Wtedy jeszcze więcej.
Jak patrzę na starsze panie defilujące w marszach prolejferów, to mam ochotę odliczać, bo nie wierzę, że tam maszerują tylko te, co nie chciały Niemca i rodziły moich rówieśników. Zwłaszcza, że tzw. rodziny wielodzietne (powyżej 3. dzieci), to w mojej podstawówce była incydentalna rzadkość.

I wy też, zanim zaczniecie protestować przeciwko aborcji — pogadajcie z mamą albo babcią i rozejrzyjcie się dookoła.