Jak nie wydać wszystkich pieniędzy

  1. Załóż najtańsze, najlepiej darmowe, konto w dowolnym banku, ale nie tym gdzie masz to na które wpływa pensja.
    Im dłużej będzie szedł na nie przelew tym lepiej.
  2. Wyrób do tego konta kartę. Na mojej musi być co miesiąc wydatek co najmniej 100 zł, żeby była darmowa.
  3. Tę kartę podepnij do wszystkich możliwych usług (paypali, allegrów, payu, sklepu GooglePlay i gdzie się da)
  4. Na karcie nic nie masz — PROFIT.
    Żeby kupić cokolwiek musisz przelać pieniądze na tę kartę, a to trwa i chwilę się księguje.
  5. Ustal miesięczny limit kasy na rozkurz. Patrz punkt 2.

Zawsze istnieje ryzyko, że zapłacisz przelewem z „dużego” konta. Ale wystarczy sobie wbić do głowy, że Z Tego Konta Nie Płacę Za Zabawki. Podobnie działa też podobno karta przedpłacona, ale jakoś nie miałam serca się tym zainteresować.

To pisałam ja, człowiek, który uwielbia kupować ciuchy w kolorach odlotowych w outletach sklepów górskich. Kota nie kupiłam, nazywa Mak i jest kotem ściankowym z Makaka. Nie wspina się, ale pozwala się wspinaczom miziać po brzuszku.

Nie będę rozsądna

Nie palę. Dzięki temu, że nie palę planuję wydawać miesięcznie równowartość nie wypalonych pieniędzy na swoje przyjemności. I kupiłam sobie kilka fajnych ciuchów. W sklepie ze sprzętem turystycznym i wspinaczkowym, żeby nie było wątpliwości.

U progu pięćdziesiątych urodzin uznałam, że mam prawo wydawać własne pieniądze na rzeczy głupie, a ładne i kolorowe. I tak się stanie.

2016-07-19 14.08.05

W ramach rozsądku przyjechałam dzisiaj do pracy rowerem w ortezie, bo moje nawykowe skręcenie kostki nie lubi gwałtownych uderzeń.

A potem planuję sprawdzić skąd mam geny.

Spróbuję się nie zestarzeć przed śmiercią.

PS. Już działa. Może się przewaliło.

JA nie mam co na siebie włożyć?

Zrozumiałam koszmar prawdziwej kobiety, która nie ma co na siebie włożyć. Otóż stanęłam dzisiaj w obliczu szafy z odzieżą zawierającą odzież termiczną, powerstrech, trzy polarki w różnych kolorach, dwa softshelle, dwie pary spodni narciarskich — ciepłe i cienkie, kurtkę narciarską, goretex, kamizelkę i sweter puchowy… I myślałam, że oszaleję. Naprawdę, nie miałam co na siebie włożyć!
Przebrałam się trzy razy, oczywiście spodnie założyłam za grube, bluzę za cienką, a zamiast kurtki powinnam była zabrać jednak goretex.
Cudem jakimś w końcu zostałam w bluzkę w której kieszeni miałam tygodniowy karnet na wszystkie trasy w Dolomitach, bo przekladalam go ze cztery razy i tylko czystym przypadkiem trafiłam.

Po drobnym ataku furii pod wyciągiem, bo dla odmiany okazało się, że nie zabrałam telefonu, a portfel z braku kieszeni musiałam oddać do plecaka,  co wzbudziło mój dodatkowy niepokój.

No i kije. Jednak dobrze, że wzięłam teleskopowe, po od dawna wiadomo, że dobrze jeżdżę wyłącznie wtedy, jak mi się kije zabierze. Dobry carving nie jest zły, chociaż już wyszedł z mody.

Przy okazji postanowiłam sobie już nigdy, przenigdy nie skusić się na żadne okazyjne wyprzedaże ciuchów technicznych, górsko-narciarsko-trekkingowych. Obiecuję też zaprzestać lektury facebookowej giełdy wspinaczkowej.

Jak miałam jedne,  portki z demobilu, jeden polar, jedne spodnie narciarskie, chińskie kalesony i góralski sweter, było jakoś prościej…

image