Mam powierzchowność taką, że trochę Antifa i stare hipy, a trochę Ordo Iuris i tradowa żona. Na zadymach typu 11.11 obie strony uważają, że jestem osobą sojuszniczą i przechodzę jak listopadowy wiaterek przez zasieki.
Dziś ciastko z kawą. 14:30, sniadanie, dzień jak co dzień. Siedzę przy stoliku, jem wielką drożdżówę z serem, piję kawku cortado. Mikrokolejeczka, na 3 osoby deliberuje, decyduje.
– Może wezmę kremówki? – zastanawia się siwowłosy jegomość z kucykiem.
– Dziś każdy Polak powinien jeść kremówki – podpowiadam znad kawki.
– Dlaczego?
– Bo dziś rocznica wyboru Papieża – mówię z kamienną twarzą, starannie skcentując wiekie P.
Cztery osoby patrzą na mnie wzrokiem nieufnym. Pozdro dla kumatych, czy radiomaryjna wariatka? Tyle pytań. Pozostawiam ich bez wyraźnej odpowiedzi. Żuję drożdżówę, dopojam, wychodzę.
Przy wyjściu pan z kucykiem pokazuje torcik bezowy:
– Jak pani chce dziś świętować, to pani to weźmie. Smaczne i w dobrej cenie.
Jednak pozdro.