Wspominałam kiedyś, że jestem osobą palącą?

Z nikotyną zapoznałam się jako dziecko napoczęte. Wszyscy palili, a moja matka nie uważała palenia za coś nagannego. I jak widać słusznie, bo urodziłam się kompletna i o czasie. A jeśli niekompletna , to powiązanie tego z paleniem mojej matki jest naprawdę odległe.

Palić zaczęłam przeddzień osiemnastych urodzin. Kiedyś sobie obiecałam, że napiję się alkoholu i zapalę zanim mi będzie oficjalnie wolno. Teraz to brzmi trochę śmiesznie, ale faktycznie rosłam w środowisku, które bez wysiłku pozwoliło mi dotrwać do osiemnastego roku życia we względnej abstynencji. Mnie nie ciągnęło, okazji nie było. Robiłam wystarczającą ilość głupich rzeczy, żeby nie musieć sobie protezować dorosłości. Dodatkowo były to czasy nieco heroiczne i co chwila w mojej okolicy pojawiała się jakaś nawiedzona jednostka namawiająca mnie do podpisania „Krucjaty wyzwolenia człowieka”. Polegało to na uroczystym ślubowaniu przed Panem Bogiem abstynencji. No, co to, to nie. Pić palić i robić innych rzeczy na Pe nie planowałam, ale podpisywać (też na pe) nic nie miałam zamiaru. Pewnie gdzieś mi się kołatały rozmowy styropianowych dorosłych w razie czego NIC nie podpisuj. W wyniku tego wstrętu do podpisywania teraz jestem starą panną, a ćwierć wieku temu miałam w otoczeniu pobożnych równieśników nie całkiem zasłużoną opinię ochleja i buntownika. Nigdy potem zdobycie tak ugruntowanej złej opinii nie było tak proste.

Dzień przed osiemnastymi urodzinami, wieczorem przypomniałam sobie o mojej obietnicy i poleciałam do własnej matki z kategorycznym żądaniem papierosa.

Moja matka wbudowała nikotynę i substancje smoliste w metabolizm i mija już 55 lat jak jara paczkę dziennie. Niezły wynik, naprawdę. Matka papierosa dała, niestety za słabego, mentolowego Zefira (pamięta to ktoś?), a mnie się spodobało.

Dzieci matek narkomanek rodzą się na głodzie, dzieci alkoholiczek (pomijając FAS) uzależnione od alkoholu, są wszelkie podstawy, by sądzić, że dzieci palaczek rodzą się uzależnione od nikotyny. Albo z niezwykłą łatwością uzależniania się. W każdym razie od tego pierwszego wieczornego zefirka paliłam nałogowo. Dość szybko doszłam do dziennej normy dwudziestu sztuk dziennie, w sytuacjach kryzysowo-imprezowych dobijając do czterdziestu.

I tak dwanaście lat, Wysoki Sądzie, aż założyłam się z hipotetycznym panem Bogiem. Wierząca specjalnie nie jestem, ale stawka była wysoka — rzuciłam na szalę to co było najtrudniejsze i przegrałam. Zaczęło się rzucanie palenia. Gumą nicorette, plastikową atrapą papierosa, miętową gumą do żucia, plastrami z nikotyną… Męczyłam się jak potępieniec. Przerobiłam wszystkie etapy zespołu odstawienia, od bolących mięśni do drobnych ataków furii i depresyjki. Żułam tę nicorette chyba z rok, aż postanowiłam zmienić samochód. Wyszło mi z obliczeń, że na gumę wydaję mniej więcej tyle ile będę spłacała pożyczkę pracowniczą w zakładzie i po roku rzuciłam gumę. Przy pomocy fioletowej Fiesty. Zresztą lubiłyśmy się i jeździłam nią długo. To była dobra inwestycja i celowo używam rodzaju żeńskiego, bo Fiśka, jak żaden inny z moich samochodów, była kobietą.

Całe to rzucanie odbyło się chyba jedenaście czy dwanaście lat temu. Gubię się już we własnym życiorysie, a szukać mi się nie chce. Na tyle dawno, że młody moje palenie pamięta, ale mnie z papierosem już nie. Może to i dobrze, bo oczywiście ja w ciąży też paliłam, a młody był chyba najlepiej okadzonym niemowlakiem w dziejach. Uprzedziłam go tylko, żeby po moim przykrym doświadczeniu liczył się z tym, że po wypaleniu pierwszego papierosa będzie palił nałogowo, a rzucanie boli.

Rzucałam raz. Matka mówi, że jak wszystko, to też mam po Furerze. On też z prawie dwóch paczek dziennie za pierwszym strzałem zszedł do zera. Więc rzuciłam. Po pewnym czasie przestało mi brakować papierosa jak prowadzę, jak siedzę przy komputerze, jak piję kawę, jak czekam na pociąg, jak czytam gazetę, jak prowadzę dyskusje, jak się cieszę i jak się martwię. Przestałam się budzić z trampkiem w ustach, a dużo później przestałam się budzić z trudno opanowywalną chęcią zapalenia. Bo ja lubiłam palić. Nie przeszkadzał mi zapach ubrań i książek przesiąkniętych dymem. Nie przeszkadzało mi, że muszę wychodzić co jakiś czas z dziwnych miejsc w inne, bardziej śmierdzące miejsca. Nie przeszkadzały mi marznące paluszki, braki finansowe łatane kiepskimi papierosami.

No więc, nie palę. To ogromna przyjemność pisać sobie na własnych śmieciach i móc bezkarnie zaczynać zdanie od więc. Więc, nie palę. Nie palę już naprawdę długo. Tyle, że nie palę fizycznie, a psychicznie zostałam osobą palącą. Nie pasuje mi bycie nudną, porządną, niepalącą pindzią, więc widzę się z papierosem, jestem palaczem i z palaczami się identyfikuję. Tylko nie palę. Coś jak anonimowy alkoholik. Nazywam się Anna-Maria i jestem palaczem. Wącham papierosy, najchętniej Camele, na imprezach łażę z niezapalonym papierosem w ręku. I tęsknię. Co jakiś czas przypominam sobie, że może ten zakład już nie obowiązuje i mogę zacząć palić. I pewnie gdybym sobie nie obiecała, już dawno bym zapaliła, ale jakaś słowna jestem…

A w słoneczne popołudnia na tarasie, nad kubkiem kawy, szczególnie jesienią, kiedy chmurki i humorki, kiedy jestem głodna i kiedy się najem po łuk brwiowy dobrych rzeczy, na dworcach pachnących szóstą rano, w biegu między dwoma punktami życia, gdzieś na dnie płuc, mam ochotę całą przeponą, całą sobą zaciągnąć się mocnym papierosem.

I jeszcze kiedyś to zrobię.

Autor: siwa

Jestem ubogą staruszką zbierającą chrust, laboga

63 myśli na temat “Wspominałam kiedyś, że jestem osobą palącą?”

  1. Po co zapalisz. Nie rozumiem potrzeby, tak jak nie rozumiem potrzeby picia mleka :) Fascynuje mnie w związku z tym. To jest dobre w smaku, czy jak? ;)

    Polubienie

  2. mleko najlepsze, zimne mleko… ech, to jest mój nałóg – trzeba widzieć jak na głodzie trzęsącymi się rękami przelewam malutkie mleczka (te do kawy) jedno po drugim do szklanki…

    Polubienie

  3. pamiętam zefira. pierwszy papieros, który wzięłam do ust. a potem podkradałam palącej ciotce czerwone marsy (marsy ktoś pamięta?)
    mi tylko dość szybko przeszło, bo nie smakuje do teraz, mać nie paliła nigdy, a ja się nigdy nie nauczyłam zaciągać, więc…
    (ale z palącymi znajomymi chodzę na papierosa, i czasem dzwonię by przyjechali, bo mi brakuje dymu)
    reasumując: rozumiem tę tęsknotę i zgadzam się- palaczem jest się do końca życia ;)

    Polubienie

  4. Dziękuję za piękne wyjaśnienie również mojej przypadłości. Ja zapaliłam jako pierwszego Carmena. I tak palę do dziś, bo właśnie lubię, i to bardzo, więc nie za bardzo mam motywację, żeby rzucić, choć wierzę, że kiedyś silna wola zwycięży. BTW moim pierwszym samochodem była biała Fiesta i też po dziś dzień mam do niej sentyment.

    Polubienie

  5. @robmar (bedzie kolejno, wali mnie polityczna poprawność, że kobiety przodem ;) ja nie piję kawy bez mleka. Pamiętam moją rozpacz u ^zuzanka jak przelotem z NL wpadłam na kawę :) Od tego czasu mam w bagazniku zainstalowane póllitrowe UHT. Te małe mnie nie zaspokajają. Musi byc uczciwe mleko. Do Norwegii wiozłam pół skrzyni mleka i jak sie skończyło, to była jedna ze znaczących pozycji w budżecie ;) BTW ładnie się różnicie z kasicą :D
    O mleku też muszę kiedyś napisać…
    @wonderwoman oczywiscie, ze pamietam Marsy, ale to było znacznie później. I też wącham jak rodzinap. pali.
    @havvah też Fiesta była kobietą? Zapal za moje zdrowie ;)

    Polubienie

  6. Od samego rana, a jeszcze bardziej od momentu zrobienia porannej kawy z mlekiem chodzi za mną dobra fajka. Nie tam papieros. Prosty, mało wymagający, płaski w smaku, pozbawiony bukietu i zanieczyszczony papierem. Dobra fajka, porządnie nabita aromatycznym tytoniem! Bez żadnego filtra czy innego śmiecia, z którym bym się musiał dzielić dymem.
    A może to tylko mój syndrom sztokholmski? Efekt tego, że kilka papierosów które próbowałem mi nie odpowiadało?

    Z tym dziedziczeniem głodu nikotynowego coś musi być. Potwierdza się to i u mnie.

    Dobra, dość oblekania potrzeby nikotynowej w piękne słowa. Czas zapalić fajkę :)

    Polubienie

  7. Tez jestem niepalaca pindzia, co to nigdy nie maiala w ustach nie tylko papierosa ale i sziszy (nargila?:). Ale u mnie w domu nikt nie byl nalogowym palaczem. A ojciec byl tak sluteczny, ze cala reszta rodziny przestala palic.

    No i teraz przyszlo mi uzerac sie z facetem palaczem. I mam problem, bo ja NIE ROZUMIEM. Ze on to lubi. Ze nie chce nawet przestac. Chyba rzeczywiscie odziedziczyl, bo mowil mi, ze zaczal palic, „bo cala rodzina palila” (nie koledzy itp).

    Ale czuje pokrewienstwo duchowe, bo ja tez z tych „slownych”. Podobno jak bylam mala to uwielbialam smoczek. Az pewnego dnia powiedzialam „koniec”. Ale kazalam sobie przy lozeczku polozyc, zeby go ogladac. Wszyscy sie smiali, nikt nie wierzyl, a ja juz smoczka wiecej do ust nie wzielam :)

    I tez zaczynalam od Fiesty (jasne, ze jest kobieta!!!).

    Pozdrawiam :)

    Polubienie

  8. Ja też jestem niepalącą pindzią, co to nigdy papierosa. I mleko – ale tylko słodkie – należy do moich osobistych trucizn metabolicznych; kwaśne proszę bardzo, w dowolnych ilościach. Pierwszy samochód też był kobietą, nazywała się Corolla, pieszczotliwie Ropuszka, bo wlokła brzuch po ziemi.

    Polubienie

  9. Czy pindzia to jakieś powszechnie obowiązujące określenie na papierosową dziewicę? ;)

    Te mleczka, co @robmar sobie przelewa, to są MOJE mleczka. Do kawy.

    Mleko w kawie mile widziane. W małej ilości i wyłącznie w kawie. A kawiarstwo to podobno nie jest prawdziwe uzależnienie, i faktycznie nie umieram, gdy rano nie zakawię, tylko spać się trochę chce. Reszta to po prostu tęsknota za smakiem. Kawa jest dobra :-)

    Polubienie

  10. Ja się mlekiem nie brzydzę, ale nie używam. Czasem kupuję do naleśników czy śmietankę, jak wiem, że będą goście kawowi (i przywiozą własną kawę, huhu). A potem wyrzucam, bo się przeterminowało ;-)

    Polubienie

  11. Tak, kawa jest dobra. Z mlekiem, duzo mleka! Jak mam pic kawę bez mleka, to wole herbatę. Ostatnio mi ^widokzwenus przywiozła taka herbatę z Chinów, że aż się martwię co będzie jak mi się skończy.
    Pindzia to określenie niezobowiązujące i oddaje uczucia jakie mam do siebie bez papierosa…

    Polubienie

  12. to ja chyba też jestem pindzią, nieszczęśliwą. popalałam. wizerunek siebie jako silnej kobity też mam jakoś z papierosem. jak myślę co bym czasem mogła komuś powiedzieć to brakuje mi zaciągnięcia się z namysłem przed ripostą. i nie wiem skąd się to bierze, rodzice nie palą. palił dziadek, wręcz jak smok. może po nim?
    a kawa też tylko z mlekiem. najlepsze latte, choć to takie… mało pasujące do wizerunku. ;)

    ps. pierwszy komentarz tutaj. aż mi nieśmało. ;)

    Polubienie

  13. Najpierw jarałem jak smok wawelski,nawet 3 paki dziennie się zdarzało,potem mniej.Przestałem pewnego dnia na 13 lat.Teraz incydentalnie z różnym natężeniem,ale traktuję palenie już tylko jako coś w rodzaju five o`clock.I teraz dopiero mi smakuje :)
    Kawy nie znoszę,a mleko… Mleko,to je ono.

    Polubienie

  14. Nie rozumiem kobiet palących w ciąży. Natomiast w uzależnienie od jednego papierosa nie wierzę. W sumie muszę zapytać matkę, jak to było z jej paleniem w ciąży (zawsze zapominam), bo nikotyna nie jest mi obca, ale bez problemu (i bez bólu, i bez ciągot) nie palę.

    Co do nikotyny – byłaś w Skandynawii, mają tam piękny – i stosunkowo niedrogi – wynalazek o nazwie snus. Czyli tytoń na dziąsło. O różnej mocy (a w porównaniu z papierosem to jest tej mocy, oj jest…), także w eleganckich torebeczkach. Jak ktoś nie boi się uzależnienia (ja ogólnie nie wierzę w możliwość uzależnienia się fizycznego ot tak od razu od czegokolwiek, a reszta to kwestia motywacji/chęci), to gorąco snusa polecam.

    Polubienie

  15. A ja nie palę, nie umiem się zaciągać nawet. Czasem shishę, też bez zaciągania się, bo to dla mnie niedostępna sztuka.
    Ale kiedy mam naprawdę zły okres, kiedy na przykład rzuciłam ukochanego, bo był pijak i drań – palę jak smok. Jednego za drugim. Jakoś tak… pomaga.

    Polubienie

  16. @rozie — z całym przekonaniem, zapewniam Cię, że niepalącej kobiety w ciąży też nie rozumiesz.
    A snusa znam — używał go Aleks (^ajs), ja lubię mój biały uśmiech do ósemek. I okład na dziąsło nie jest przyjemny, a zaciąganie i owszem.

    Polubienie

  17. OK, źle się wyraziłem. Nie rozumiem jak kobieta w ciąży może palić. Po prostu w głowie mi się to nie mieści.

    Od palenia też zęby żółkną, więc argument średni. Co do przyjemności okładu… DGCC. Bardziej jako ciekawostkę warto poznać, zwł. jeśli się pali – całkiem inna dawka nikotyny.

    Polubienie

  18. U mnie po większej dawce nikotyny objawy są różne… Po mocnej fajce albo sporej ilości tabaki: pobudzenie, lekkie zawroty głowy, ostrzejrza uwaga. Po 2 fajkach nabitych mocnym tytoniem: niepokój, mocne kręcenie się w głowie, nadmiar śliny w ustach, mdłości. Ogólnie nie polecam. Jedna fajka wystarcza na długo.
    Mam nadzieję, że ta inna dawka z snusu kwalifikuje się pod pierwszy zestaw objawów, prawda?

    Polubienie

  19. Snusy są różne. Light, medium i strong. ^ajs ćmoktał medium i nie miał zawrotów. Mówił faktycznie, że miał ostrzejszą uwagę. Z pobudzeniem, to trudno mówić, bo był dzien polarny i korbusia ogarniała wszystkich.

    Polubienie

  20. Oh, taki snus może i lansiarski, ale czy to można takiego snusa wypalić z kimś na pół? „Po trzy buchy”? :) Ja uwielbiam w paleniu jego znajomościotwórczycharakter. Ludzie, którzy kiepią do jednej popielniczki są zawsze odrobinkę sobie bliźsi. A ten moment, kiedy wychodzi się z nudnej posiadówki, żeby na 5 minut ochłonąć od słuchania bredni, i spotyka się w palarni bratnią duszę? Uwielbiam!

    Polubienie

  21. owszem wspominałaś, zapamiętało mi się „psst papierosa zapalanego w nocy” czy coś w tym guście ;) tzn. że Ci tego brakowało.

    Polubienie

  22. @wpoldotrzeciej Fuj! Społeczne!!! Nie cierpiałam daj macha. I zawsze mi przeciągali… A ciumkanie snusa z kimś to już zagrożenie sanitarno-epidemiologiczne, obi tego snusa przez 12 godzin memlą, z przerwami. Mają specjalne pudełeczka…
    @szymon Tak mi się właśnie wydawało, a nie chce mi się szukać…
    @dachowiec Dlaczego nieśmiało…? Widzę, temat palenia budzi wiele emocji ;)
    I to nawet mniej palenie w ciąży ;)

    Polubienie

  23. na ten nałóg jestem odporna. Nie wiem jakim cudem, skoro mamunia w ciąży jarała, bo mądry doktór jej rzekł, że bardziej zaszkodzi mi jej stres z powodu braku papierosa niż sam papieros.
    Może geny po tatusiu wzięły górę ? Tatuś jarał, ale tak bez przekonania. Mógł palić, mógł nie…
    Ja lubiłam palenie – miętolenie papierosa w paluszkach, zręczne strzepywanie popiołu, wypuszczanie smugi romantycznego dymku… Ale poranne zawalone gardło i poczucie zaczadzenia było fuj…
    Rzucałam, wracałam. W ciąży przestałam na dobre. Po jakimś czasie wróciłam na krótko : do pierwszej anginy, po której odrzuciło mnie na amen.
    I nie ciągnie na szczęście. Choć przyznam, że chętnie zamieniłabym od czasu do czasu pociąg do słodyczy na pociąg do fajki. Zawsze to w efekcie chociaż figura lepsza, a braki cery da się zamaskować dobrym pudrem. Zamaskować zbędne kilogramy trudniej.
    Tutaj snusa wiele osób. Fakt: nie dymi, nie smrodzi. Ale oni te snusy potem wypluwają gdzie się da. I to jest OBRZYDLIWE! I ci co często snusają mają w tym miejscu czarne zęby.
    No i tego dymka nie ma, więc gdzie tu romatyzm ? Zostaje tylko sam mizerny nałóg jak dowód słabości charakteru.

    Polubienie

  24. A ja od dziesięciu lat sprawdzam, czy od papierosów mogę się uzależnić, ale mi nie wychodzi. Palę paczkę, dwie na rok. W tym roku więcej, jakieś pięć paczek, przez ciężkie przeżycia.

    A mleko jest złe. Laktoza i jego biało są złe – no bo jak tak można wziąć i uczulić człowieka, co całe życie pił(mleko).

    Polubienie

  25. hm…dropsiki ?
    kupiłam cały słój za jedyne 29 koron – słój jest albo litrowy albo 0,75 tyle, że wewnątrz są karmelki ale o smaku twoich dropsików. Kupiłam SOBIE. Chcesz ? Jakoś ci je wyeksediuję do Polski. Wyhodujesz sobie nowy nałóg

    Polubienie

  26. Moi rodzice palili naprawdę nałogowo (i nadal to robią). Jakimś trafem nie palę ani ja, ani moje siostry, mimo przesyconego dymem domu rodzinnego, popielniczki w każdym pokoju i zapasu sztang fajek poupychanych w szafie.

    Więc z mojego punktu widzenia albo wszystkie dzieci moich rodziców są wybrykami natury, albo „dziedziczny głód nikotynowy” to tylko wymówka… :)

    Polubienie

  27. Z uzależnieniami nie jest tak prosto. Jeden pali całe życie papierosa na imprezie, pije piwo na tydzień, a inny błyskawicznie wpada w ciąg. Niekoniecznie musicie byc wybrykami, wystarczy, że genetycznie nie macie skłonności do uzależniania się od nikotyny…

    Polubienie

  28. Trudno mi sobie wyobrazić, że odporność na nikotynowy nałóg odziedziczyłem po parze „chain smokerów” :)

    Ale zgodzę się z tym: z uzależnieniami nie jest tak prosto.

    Polubienie

  29. Nie rzucałem tyle razy ile Twain ale wciąż próbuję ;)Kwestię dziedziczenia pomijam (siostra nigdy nawet nie spróbowała). Pierwszy papieros – Caro (niebieskie) zamiast katechezy i tak już zostało ;) (w sensie z nałogów to już wolę fajki niż dowolną religię). Mleko – tylko do kawy i czekolady/kakao. 49 ;)

    Polubienie

  30. Zefiry? Świetnie pamiętam i wypraszam sobie insynuacje babcine. Chociaż, chwileczkę, zniknęły z kiosków gdzieś w zamęcie lat dziewięćdziesiątych. Więc, teoretycznie.
    Pamiętam problemy moich rodziców – nałogowców podczas stanu wojennego i okolic. Papierosy były wtedy na kartki, ale można było też kupić ćwierćkilogramowe chyba paczki odpadów z fabryki – papierosy mające po 30 cm długości, fantazyjnie pozałamywane, bez filtrów oczywiście, bardzo trendi & dżezi były wtedy szklane fifki. Te same których młodsze pokolenie używa do palenia innych używek. Te zmięte paczki zawierały papierosy losowego gatunku, ale Zefiry trafiały się często.
    Wersja handlowa miała niestety wadę wspólną z Carmenami – biały filtr, który zezwalał na pomylenie końca przy zapalaniu. Wspomnienie głębokiego zaciągnięcia się dymem z acetatowego filtra – bezcenne.
    Palę już ćwierć wieku prawie i statystycznie jestem trupem. Nigdy mi na myśl nie przyszło, by rzucić. Mimo zawałów Przodka, mimo spadającej wydolności oddechowej (kto nie nurkuje, ten może nie zauważyć), mimo rozsądku, jednak nie. Palenie jest fajne.
    Zostałem właśnie obarczony misją rozpoznania rynku e-papierosów. Stary nie może dalej kopcić, a bez fajek zwariuje. Any sugestions?

    Polubienie

  31. siwa, nieśmiało bo nie wiem ile Ty masz lat ale wiem, że niewiele jestem starsza od Twojego syna. ;) i może nie powinnam się publicznie chwalić ciągami do papierosów z racji tego wieku. ;)

    Polubienie

  32. Smutna prawda, świadcząca o brzydkim słowie na N. Jestem w wieku rodziców niektórych moich znajomych z sieci ;)
    A ze wszystkich uzależniających atrakcji, które czekają na Wasze pokolenie, szlugi nie są najgorsze…

    Polubienie

  33. no nie wiem, obstawiam, że jednak moi są starsi. ;) ale to nie temat na teraz i nie na publikę. ;)
    a co wg Ciebie jest? najpowszechniejsze jest chyba uzależnienie od kompa, facebooka i posiadania (dóbr materialnych wszelakich) ale czy to najgorsze to nie wiem. ;)

    Polubienie

  34. Osobiście nigdy nie zapaliłem fajka i nie mam takiego zamiaru ale nie da się zaprzeczyć, że tytoń strasznie głęboko siedzi w świadomości kulturowej europejczyka. Filmy, książki, seriale, komiksy gdzie co drugi pali zrobiły swoje (nawet te gdzie palenie przedstawiane jest jako zło). Dla mnie szczególnie amerykańska kinematografia czarno-biała. Jakieś Casablanci, czy Śniadania u Tiffanyego. Nawet nie do końca te filmy pamiętam, ale papierosy jakoś zapadły w pamięć. Poza tym przy wszelkich dopalaczach, dragach i innych tego typu zabawach artysta z papierosem wygląda po prostu klasycznie, najlepiej (Świetliki FTW! ;).
    Dlatego przeciwnikiem palenia w jakimś stopniu jestem, nie lubię dymu, nie lubię się truć, rację miał ten kto powiedział, że papieros to takie coś gdzie z jednej strony znajduje się dymek, a z drugiej frajer. Niestety/Na szczęście nie przeszkadza mi to w tworzeniu czasem wizji siebie z papierosem, a to w trakcie rozmowy, by (chyba wspomniany już motyw) zaciągnąć się powoli przed wiekopomną odpowiedzią, a to na ciemnej ulicy w deszczu, a to przy biurku w trakcie pisania.
    Papierosy jako rzeczywiste „stworzenia” – fe, jako zajebiście ważny motyw w naszej kochanej kulturze – jednak cacy.

    @dachowiec
    IMO dopalacze i dragi są gorsze od kompa. Można mieć przez to problemy z policją, a to fajne nie jest. Zaś materializm to typowa wada, mało groźna skoro gatunek ludzki przetrwał tyle pokoleń.
    @Zuzanka
    Miałem katechetę w szkole co lubił się pochwalić, że on w naszym wieku jeździł 7h na rowerze, żeby tegoż właśnie uniknąć.

    Polubienie

  35. @egzemplarz Wiem o czym mówisz, podałam to, co w moim (przyznaję się, niereprezentatywnym) gronie pojawia się najpowszechniej. Choć oczywiście gdybym chciała zażyć coś z tego o czym piszesz, wiem gdzie iść i kogo pytać. A nie muszą to być jakieś niesamowite rzeczy. Acodin czy Tussipect do niedawna były bez recepty. W dużych dawkach też działają jak narkotyk. Nie porównuję tego z tym właściwie cholera-wie-czym ze sklepu z dopalaczami ale legalną drogą też można dostać coś, po czym jest odlot. I od czego szybko można się uzależnić. A można właściwie od wszystkiego… Więc chyba bycie nastolatkiem teraz to najgorsze, co może człowieka spotkać. ;)

    Polubienie

  36. ale fajne imprezy urządzasz na swoim blogu, będę wpadać częściej…
    @zuzanka – im więcej endorfin, tym gorzej; więc wychodzi, że twarde dragi najgorsze ;)

    Polubienie

  37. Właśnie jestem oszołomiona… Mam wystrugane podwalny noteczki o pedałach, Radziszewskiej i politycznej poprawności i boję się ją skończyć…

    Polubienie

  38. Pytanie do „mogę palić, ale nie wpadam w nałóg”: Kiedy wypaliłeś/aś pierwszego papierosa?
    Mam taką prywatną teorię, że jeśli własnie nie spróbuje się przed pełnoletnością (niekoniecznie definiowaną przez 18), to właśnie zdecydowanie łatwiej utrzymać się w stanie bez pociągu.

    Polubienie

  39. Też jestem niepalącą pindzią, duszącą się od śladowych ilości dymu. I też jestem dzieckiem nałogowo palącej matki, dobrze okadzonym jeszcze przed urodzeniem.
    Raz w życiu zaciągnęłam się papierosem. Miałam 4 czy 5 lat, i tego papierosa dała mi moja własna matka, bo chciałam. Wywróciło mnie na lewą stronę i pozostawiło w poczuciu, że to ohydne obrzydlistwo :] A potem się nasłuchałam i napatrzyłam, jak trudno rzucić nałóg, a wiem, że jestem podatna, więc nawet nie chcę próbować, na wypadek, gdyby miało mi się spodobać. Starannie pielęgnuję w sobie odrazę do nikotyny, mocnego alkoholu i innych odurzaczy, i dobrze mi z tym :)

    Polubienie

  40. Doskonale rozumiem ciągotę do fajki w różnych sytuacjach. Oczekiwanie na autobus o poranku byłoby bez fajka puste i takie zwykłe… A tak to jest fajne :). Między innymi dlatego sam palę od lat dziesięciu. Bo z fajką fajnie, a bez fajki pusto. No chyba, że ręce i umysł będą czymś zajęte, np. gitarą albo dziewczyną… Ale do kawy, po jedzeniu, na spacerze, przy książce, w knajpie przy piwku… Dym sam się wciska do płuc :).

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do dachowiec Anuluj pisanie odpowiedzi