Przedświąteczna gorączka

Moje drugie imię i pseudonim sceniczny to Mrs LastMoment. Nigdy nie zdążam, wszystko robię w absolutnie ostatniej chwili, nigdy nie mam tekstu napisanego w terminie, kupionych prezentów, sprzątniętego lokalu. Znaczy w efekcie mam i jednak życie się toczy utartym torem, ale zazwyczaj wszystko robię w noc poprzedzającą, dzień wcześniej, w ostatni możliwy weekend, jednym słowem w terminie, kiedy osoby rozsądne i zorganizowane delektują się już perfekcyjnie wykończonymi detalami.

Oczywiście na tydzień przed Wigilią nigdy nie mam żadnych prezentów, że nie wspomnę o ich spakowaniu. Często nawet nie mam pomysłu i z obłędem w oczach biegam po zatłoczonych centrach handlowych złorzecząc, że nie mam na tyle zasobów, żeby każdemu kupić porządny, nowy komputer, tablet albo przynajmniej smartfona. Nie wspominając o tym, że nie wyobrażam sobie, że są osoby, które nowego komputera, tabletu albo przynajmniej smartfona wcale nie potrzebują.
Czeka mnie więc dramatyczny, pełen nagłych ataczków paniczki i spektakularnych eksplozji furii przelot przez najbliższe centrum handlowe, gdzie już z zaparkowaniem jest problem, a z każdym krokiem mam bliżej do krawędzi piekielnych czeluści.

W końcu obrażam się na cały świat, kupuję to co potrzebne, drogie i lekko odbiegające od standardu „prezent pod choinkę”. Bo dodatkowo w tym obłędzie nie lubię prezentów dla prezentów. Nie kupuję pamiątek, durnostojek, gipsowych aniołków, książek, które po jednorazowym przeczytaniu zajmą cenne trzy centymetry na półce (od tego mam biblioteki, oprzyj się pokusie wpisywania w gógle site:chomikuj.pl), notesików dla ludzi, którzy jedyne co piszą ręcznie to podpis na potwierdzeniu transakcji z karty kredytowej, pięćdziesiątych rękawiczek, krawatu dla człowieka, który nie ma koszuli, skarpetek dla kogokolwiek i wielu, wielu innych rzeczy, które widywałam w Boże Narodzenie. Wniosek z tego jest taki, że umiem kupować prezenty jedynie najbliższej rodzinie i to nie zawsze. I naprawdę szczerze tego nienawidzę.

Pod koniec ciężkiego dnia, kiedy wreszcie przeorałam się przez stada zakupowiczów, pozyskałam nawet kilka prezentów, zdążyły rozboleć mnie nogi, a mój mózg skurczył się do rozmiarów orzecha włoskiego dotarłam do RTV EURO AGD, czy tak to się pisze. I tu dygresja od dygresji. Wobec wszechobecnej inwazji smartfonów w wielu sklepach nie wolno teraz robić zdjęć. Jestem w stanie zrozumieć dlaczego, aplikacje porównujące ceny są coraz popularniejsze. Można taki towar sfotografować, porównać i pojechać tam, gdzie taniej. Zakaz fotografowania ma nieco krótkie nogi, bo żeby porównać ceny zdjęcie nie jest potrzebne, zakazu wnoszenia telefonu raczej sobie nie wyobrażam, a już na pewno nie zakazu zapamiętywania modelu i produktu. Przynajmniej nie w tym stuleciu. Efekt wymierny jest taki, że posiadam listę sklepów w których nie kupuję. Na prominentnym miejscu znajduje się Bata, gdzie chciałam kiedyś młodemu kupić wytworne obuwie, a że młody w chodzeniu po sklepach i wybieraniu odzieży, ukontentowania nie znajduje, to ja chodząc pstrykam części garderoby, okazuję w domu i jedziemy, niejako, na gotowe. I tak oto Bata straciła wdzięcznego klienta, bo panienka zrobić zdjęcia nie pozwoliła, a ja w uczuciach, również negatywnych, stała jestem, w kwestii doznanych krzywd pamięć mam jak słonica i więcej tam nie pójdę, trwając w przekonaniu, że jedyne co mogę zrobić, to zagłosować na buty, nomen, omen, nogami. A raczej w tym przypadku brakiem nóg.

Tak więc pod koniec drogi krzyżowej udaliśmy się rodzinnie do EURO, celem sprawdzenia, czy może chcemy nowy telewizor (nie chcemy), czy może są pokrowce na tablecik (nie było) i czy kupiliśmy dobry blender (tak). Przy blenderach młody niepokojąco się ożywił, gdyż przy małym AGD zawsze osypywała się z niego skrystalizowana nuda, wyciągnął telefon i radośnie zabrał się do skanowania QR kodów na mikserach. Symultanicznie, niepokojąco ożywił się ochroniarz i zaczął krzyczeć przez kosze z promocjami:
— Nie wolno robić zdjęć! Nie wolno robić zdjęć!!
Byłam, mimo wszystko, w jakimś życzliwym nastroju i zmilczałam, że owszem wolno, a gwarantuje mi to Konstytucja. Zamiast tego powiedziałam grzecznie i zdumiewająco mało agresywnie:
— On nie robi zdjęć, proszę pana.
— Ale nie wolno robić zdjęć!!! — upierał się liniowo pan ochroniarz.
— On nie robi zdjęć, proszę pana. — moje opanowanie zaczęło ulatywać.
— Producent zamieścił tu kod. Kod służy do zeskanowania. Producent, czyli państwa klient, za to zapłacił.
— Ale nie wolno robić zdjęć!!!! — w głosie pana ochroniarza zadźwięczało trudne dzieciństwo.
— Nie robi zdjęć. — z nosa powoli zaczął mi sie wydobywać dym. — Zechce się pan douczyć o tych kodach, bo kompromituje pan pracodawcę.
— Ja jestem douczony!! — okazało się, że pan ochroniarz zna więcej niż jedno zdanie. I postanowił się odgryźć: — Pani jest niedouczona!!!
Tego młodemu było już za wiele, wiele może znieść, ale deprecjonowania własnej matki nie, zwłaszcza, że kod już zeskanował i powoli zaczynał się nudzić. Popatrzył na pana ochroniarza chłodnym, błękitnym spojrzeniem i wycedził:
— Ona jest douczona, proszę pana. I dlatego ona tu kupuje, a pan tu pilnuje.
Ochroniarz dyskusji zaprzestał, sądząc z objawów na dłuższy czas, a ja wyszłam ze sklepu z niejasnym wrażeniem, że ten czas reakcji, poziom bezczelności i trafność oceny sytuacji gdzieś już widziałam. I dlatego lubiłam w głuchej komunie chodzić do sklepów z moim ojcem.

Autor: siwa

Jestem ubogą staruszką zbierającą chrust, laboga

9 myśli na temat “Przedświąteczna gorączka”

  1. Ja się tak zastanawiam, czy utrudnianie porównania cen z konkurencją (do tego sprowadza się „zakaz fotografowania”, chociaż utrudnia i bardziej niewinne działania) samo z siebie nie podpada pod jakiś paragraf…

    Polubienie

  2. Coś mi się nie wydaje, żeby to było z powodu porównywania cen… Jak bym miał tylko ceny porównywać to bym wyjał notes (możliwe, że notes w telefonie) i zapisał model i cenę i sklep.

    Osobiście zakaz fotografowania bym wprowadził (tzn. jeżeli juz bym go wprowadzał, bo osobiście lubię sklepy gdzie są plakaty, żeby sobie fotografować co się podoba – są takie!!!), żeby w internecie nie było zdjęć z idiotycznymi opisami produktów, literówek, ortów, i innych niedociągnięć sklepów.

    Tak czy owak wesołych dni wolnych! :)

    Polubienie

  3. Szacun dla Młodego, muszę uważać, żeby mu się nie narazić.
    Ale swego czasu, Przyszła Mamusia Młodego też miała cięty język. Dlatego się jej trochę bałam

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do siwa Anuluj pisanie odpowiedzi