Geograficzna poprawność

Od rana boli mnie wątroba. Stopniowo docierają do mnie zalety samochodu, ponieważ jadąc rowerem, ze słuchawkami na uszach, wyglądam bardzo głupio, kiedy kłócę się z prowadzącymi audycję w radio TokFM.

Nie mogę słuchać o geograficznych powodach tego (jak mawiała moja ex-szefowa) klapsusu językowego. Ani o tym, że ktoś coś źle napisał.
Jeśli nawet Obamie stażystka w Białym Domu źle napisała przemówienie, to nie znaczy, że musiał je bezmyślnie przeczytać. Zakładam, że przeczytał je przynajmniej raz, zanim wystąpił publicznie.

I nie tłumaczy go, jak mi dzisiaj klarował ktoś w radio, że biedaczek musiał ogarnąć rozumem trzy tak różne postaci do odznaczenia medalem — Jana Karskiego, Madeleine Albright i Boba Dylana. I ledwo dał radę. No, phleeeeze… Bardzo wątły argument. Mówimy o facecie, który ogarnia połowę światowego arsenału atomowego i wysyła wojsko na wojny na całym świecie. Poczułam dreszcz zaniepokojenia.

Niestety, Amerykanie nie są pieprzonymi erudytami, o czym się teraz boleśnie przekonali. Przeciętny polski gimnazjalista odróżnia Lincolna od de Gaulle’a. No, może przesadziłam. Licealista. A oni nie bardzo rozumieją o co nam chodzi,

Nie byłam nigdy w Stanach. Nie studiowałam amerykanistyki, a mniej więcej zasady panujące w społeczeństwie amerykańskim mam opanowane. I na przykład wiem, że nie bardzo można powiedzieć, że prezydent Stanów Zjednoczonych jest czarny. Że mają słowa, których używać nie należy (np. nigga, Bambo, czarnuch). I spodziewam się, że tym bardziej wie to protokół dyplomatyczny. Nawet nasz rodzimy, kwiecisty i w gafy bogaty prezydent. A śmialiśmy się z niego.

Limurzyna

Tak więc nie przekonuje mnie przejęzyczenie, pomyłka, źle napisane przemówienie. Gdyż wyłazi z Amerykanów niedouczenie i brak dbałości o cudzą poprawność polityczną.
Bo tak naprawdę właśnie to mnie denerwuje, że nie ma kraju, który bardziej niż Stany dba o formę i potencjalnie obraźliwe słowa. Kraju, który swoje obsesje wynikające z potrzeby uprawy większej ilości bawełny już narzucił całemu światu.
Bo nie jest ważne, czy komuś chodziło o geografię, czy nie doczytał. Powinien doczytać, tak jak ja doczytałam, że nie mogę na ich prezydenta powiedzieć Murzyn.

Odgrażam się więc przy kolacji, że teraz będę ostentacyjnie podkreślała kolor skóry co ciemniejszych Amerykanów i jak usłyszę, że nie wolno, to powiem, że ja tylko tak optycznie ich określam, nie rasowo.

— Ale my przy nich to mysz jesteśmy — antenatka podsumowuje dyskusję i skomplikowane międzynarodowe relacja polsko-amerykańskie. — Mysz!
— Może i mysz!!! — wcielam nad sałatą swoje postanowienie w czyn. — Może i mysz, ale biała!

Autor: siwa

Jestem ubogą staruszką zbierającą chrust, laboga

16 myśli na temat “Geograficzna poprawność”

  1. To nie pierwsza jego gafa w tym stylu. Pamiętam jak ubiegając się o stanowisko prezydenta przekonywał wyborców, że jego przodek wyzwalał… Auschwitz. Przypomina mi to dowcip o przyczynach zatonięcia Titanica z puentą: „Iceberg… Goldberg… What’s the difference?”
    Amerykanie wieloma swymi zachowaniami sprawiają wrażenie, iż uważają się za centrum współczesnego świata i w związku z tym mogą mieć innych w głębokim poważaniu.
    Z drugiej strony reakcje naszych polityków oparte na powoływaniu się na przyjaźń(?) i sojusz(?) są dla mnie równie, jeśli nie bardziej, żenujące jak jego wypowiedź…

    Polubienie

  2. @wiki Merci :)
    @stredoevropan (trudny nick) gdzieś mi wczoraj mignął artykuł, że Amerykanie uważają się za lepszych, mądrzejszych, lepiej wykształconych od Europy. I dlaczego jest to nieprawda.
    Oni mają system kształcenia nastawiony maksymalnie na kształcenie specjalistów w jakiejś dziedzinie i pomijanie wiedzy ogólnej.
    (Słynne pytanie inżyniera: to krew w żyłach nie jest niebieska? na rysunkach w atlasie jest).
    A dla nas wiza amerykańska to bilet do raju. Smutek.

    Polubienie

  3. „Nie możemy publicznie tak ostro atakować Obamy, jak to zrobił premier Tusk. To jest kontrproduktywne, to Ameryce utrudnia politycznie i psychologicznie wyjście z tej sytuacji – mówi były premier Włodzimierz Cimoszewicz”

    Może się nie znam na protokole dyplomatycznym, ale… Przecież o to k@#^$ chodziło!! ;)

    Polubienie

  4. Uwaga ogólna do „Nie byłam nigdy w Stanach. Nie studiowałam amerykanistyki, a mniej więcej zasady panujące w społeczeństwie amerykańskim mam opanowane.” Wpływ USA na kulturę jest nieporównywalnie większy, niż Polski. I mówię o takim wpływie masowym i popularnym, czyli na przykład filmach, książkach, komiksach, muzyce. I stamtąd chłoniemy, zupełnie w sposób niezamierzony i przy okazji, sporą dawkę informacji o USA. O geografii (kiedyś podróż w firmach często była pokazywana linią na mapie), o polityce, prawie, zwyczajach itd. Różnica jest taka, że ich filmy (różne, lepsze i gorsze) są generalnie popularne na całym świecie, a o naszych generalnie nikt nie słyszał.

    Akurat w tym niefortunnym zwrocie słowo „polski” może odnosić się zarówno do twórcy, jak i – co zapewne miało miejsce – lokalizacji geograficznej. To nie IMHO jest coś, co, jeśli będzie napisane w przemówieniu, łatwo wychwycić przy szybkim czytaniu czy w jego trakcie. Śmiejemy się z ich „afroamerykanin” ale proponujemy trochę to samo.

    Nawiasem, prawidłowa nazwa byłaby „trochę” przydługa: niemieckie/hitlerowskie obozy koncentracyjne zlokalizowane na terenie obecnej Polski. Bo zapewne chcemy posługiwać się powojenną mapą Polski.

    Polubienie

  5. @rozie:

    niemieckie/hitlerowskie obozy koncentracyjne zlokalizowane na terenie obecnej Polski.

    Tylko nie niemieckie okej. Proszę nie obrażać mi sojuszników. Prawidłowa nazwa to nazistowskie.

    Polubienie

  6. @rozie — dlatego nie wymagam, żeby prosty Murzyn ogarnął zawiłości naszych narodowych schiz, ale żeby zapamiętał JEDNĄ rzecz o której się trąbi od lat.
    To, że te obozy nie były niemieckie jakoś zapamiętał.
    Dlatego wymagamy bardzo elementarnego szanowania naszych schiz, że pamiętamy, że życzą na czarnego mówić Afroamerykanin, a na Eskimosa Antarktydoamerykanin. Jeśli mają wysokie wymagania, niech opanują podstawy.

    Polubienie

  7. Tyle, że te obozy były niemieckie. Chyba, że coś się w ostatnich latach zmieniło i obowiązującą wersją jest, że w ’39 na Polskę napadły Prusy (zniknęły, to się nie obrażą). Albo od razu: blame Canada!

    IMO reakcje są dwie. Albo uznajemy, że chciał powiedzieć o geograficznym położeniu i trochę niezręcznie mu wyszło, albo chcemy się gniewać i odbierający nagrodę mógł wtedy „Polish camps? Nigga, please…” I wtedy może dotrze.

    Polubienie

  8. Rozmawiałem ostatnio ze znajomym nauczycielem gimnazjalnym. Nie mam powodu, by nie wierzyć, że pewien uczeń na pytanie o stolicę Polski odpowiedział „Szczecin”. Sam pytałem studenta, który Brześcia szukał w zachodniej Wielkopolsce. Tak więc ja bym nie był taki pewien z tym Lincolnem i de Gaulle’em.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Krystek Anuluj pisanie odpowiedzi