None is too old for Lego bricks

Brakowało mi koszulki z takim napisem, ale to jedna z niewielu rzeczy jakich mi brakowało. Na lekkiego wariata kupiłam na niemieckim Grouponie bilet do Legolandu, a na wyprzedażach tanich linii lotniczych dwa bilety za 90 zł za sztukę i zabrałam moje, prawie pełnoletnie, dziecko na wycieczkę. Miałam chwilę wahania, czy nie przedawkowałam poczucia humoru i czy na pewno na ostatni niepełnoletni Dzień Dziecka jest to dobry prezent, ale dziecko się ucieszyło. To pojechaliśmy. Najpierw nocnym PolskimBusem do Krakowa, gdzie wylądowaliśmy o czwartej rano. Ale PolskiegoBusa miałam dopiero docenić…

Pierwsze klocki Lego dostałam jak miałam cztery lata. I był to zestaw 660.

Niebieską przyczepkę mam w szufladzie biurka do dzisiaj.

Lego wtedy było tanie, leżało w Smyku i nikt nie wiedział co to jest. Za gierkowskiej prosperity zdołałam się jeszcze dorobić kilku zestawów klocków podstawowych, między innymi 2

i 20

W tych pudełkach przez wiele lat mieścił się cały mój klockowy majątek.

W tak zwanym międzyczasie okazało się, że są to klocki również dla dziewczynek (szok i niedowierzanie), zwłaszcza na tamtym etapie takich, co to się głównie samochodami bawiły oraz, że zaborca się zorientował co sprowadza i przestały być tanie. I z tym dobrem osiadłam na długie mroczne lata zabitej dechami komuny. Oszczędzę sobie łez na klawiaturze i nie będę opisywała tych smutnych Bożych Narodzeń, kiedy zamiast Lego znajdowałam pod choinką skarpetki. Nieco później ojczyzna obrosła Peweksami, które były oczywiście za drogie, a przyzwoity zestaw kosztował niejedną pensję mojej budżetowej matki. Tyle, że można było się przejść i popatrzeć.

W rodzinnej historii zapisał się incydent z lat ’80, kiedy miałam już ładnych naście lat, zdecydowanie byłam już w liceum, a mój stryj, a zarazem mój chrzestny ojciec, przebywał na placówce w Algierii, skąd przywoził mi większą ilość zaschniętych długopisów BiC (nie mam pojęcia skąd miał tyle zaschniętych długopisów, ale miałam tego dużo) i raz podarował mi dwadzieścia dolarów. Poruszenie ogromne wołała ta kwota. Powstał pomysł poczynienia inwestycji, lokaty, książeczki oszczędnościowej i nieledwie życia z procentów, ale koniec końców z domowych ustaleń wyszło, że mogę sobie coś kupić. Może płaszczyk w Peweksie? Może wreszcie przyzwoite dżinsy? A może bógwieco. No, może nie bóg, ale ja tam świetnie wiedziałam, co sobie kupię.

Nie jest najgorzej, klockopedia zeznaje, że to model z 1981. To pocieszające, ale ja go kupiłam na pewno w połowie lat ’80. I cena 19,99$ też by się zgadzała, te 20 baksów od hojnego stryja akurat mi wystarczyło.

Moja droga matka, jak przywlekłam się do domu tuląc do memłona karton z klockami, o ile pamiętam nawet się za bardzo nie zezłościła, tylko popatrzyła smutno i coś o tych dżinsach bąknęła. Na własne, przyzwoite dżinsy przyszło mi wtedy czekać jeszcze prawie 10 lat…

Ukrywając się trochę przed koleżankami, które bardziej były już zajęte łączeniem innych elementów i przedłużaniem gatunku, a nie skomplikowanymi konstrukcjami z Lego bawiłam się tymi klockami prawie do matury, aż w końcu zdecydowałam się wynieść je na strych. Na dziesięć lat. O ile nie mniej…

Kilkakrotnie obroniłam moje zbiory przed zakusami rodziny i znajomych matki, twardo odmawiając oddania moich klocków kolejnemu pokoleniu i upierając się, że trzymam je dla moich dzieci. W pewnym momencie brzmiało to nawet śmiesznie, ale ja twarda jestem i raczej dość uparta. Dziecka się w końcu dorobiłam.

Oczywiście kupiłam mu Lego.

Mój strychowy magazyn był kilka razy zasilany, a to ktoś mi podarował jakieś bony dolarowe (nie mylić z dolarami) w kwocie 1,5$, a to kolega przyniósł swoje klocki i dorzucił przyzwoite zestawy kosmiczne, a to Shell zorganizował promocję i za tankowanie dawał papierowe kuponiki. Był to chyba pierwszy program lojalnościowy, który pojawił się w pięknym kraju nad Wisłą. Za astronomiczną ilość kuponów można było dostać samochód:

Nie pamiętam ile setek tych kuponów trzeba było uzbierać, ale zbierała cała rodzina oraz okoliczni znajomi. Uzbierałam. Mam. Trochę podłe jest to, że mam do dzisiaj, stoi na regale i nigdy go dziecku nie oddałam. Może mi kiedyś wybaczy.

Dzięki obszlochanym skarpetkom pod choinką, dzięki moim dziecięcym marzeniom, nigdy nie zrealizowanym (wystąpię chyba do IPNu o kartę represjonowanego za komuny, jak można dziecku klocków Lego odmawiać) moje dziecko miało pod choinką Lego zawsze. Choćbym miała niedojadać, Lego być musiało. Szczęście w nieszczęściu, że dziecko mi się trafiło takie, które tymi klockami bawić się naprawdę lubiło, bo nawet bez Ferrari zapas, który pewnego pięknego dnia zniosłam mu ze strychu był imponujący.

Tak więc wycieczka do Legolandu była jedynie logiczną kontynuacją tych nielegalnie wydawanych bonów dolarowych.

CDN.

Autor: siwa

Jestem ubogą staruszką zbierającą chrust, laboga

16 myśli na temat “None is too old for Lego bricks”

  1. Pierwszym moim był 214 (taki spychaczyk), na 20 się też załapałem.

    Z olbrzymim niedowierzaniem i ogromnym smutkiem się jakiś rok temu dowiedziałem, że moje niegdysiejsze dwie szuflady klocków, które sobie bezpiecznie leżały w czerwonej komódce rodziców, zostały kilka lat temu opróżnione, a zawartość została oddana wnukom sąsiadów.

    Więc zazdroszczę Ci tego strychu, który dotrwał.

    Polubienie

  2. na prowincję Lego dotarło nieco później, i to nie ze sklepów a dzięki ojcom jeżdżącym na kontrakty za granicę. Byłam już wtedy dużą dziewczynką więc trauma NIE POSIADANIA mnie nie dosięgła.
    Parę lat potem dochowałam się własnych dzieci.
    Córka nie przejawiała zainteresowania klockami, ani żadnymi innymi zabawkami. Ale synek po pierwszym zestawie oszalał, a mógł mieć ze trzy lata. LEGO to rewelacja – na każdą okazję i bez okazji, przez około 10 lat, dziecko dostawało pudełko – mniejsze lub większe zależnie od zawartości portfela i zawsze było szczęśliwe aż do mniej więcej 15 roku życia kiedy LEGO zostało wyparte przez gry komputerowe.
    Jak nie dasz CDN to …(tak, to jest szantaż)

    Polubienie

  3. Ja różne zestawy LEGO dostawałem od czasów przedszkolnych, aż do osiągnięcia lat -nastu. Jakieś komplety powinny się uchować w domu, bo zabroniłem oddawać innym dzieciom (potomstwu znajomym, czy coś) także argumentując, że to ma być prezent „dla moich dzieci”.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Piotruś Anuluj pisanie odpowiedzi