Nadchodzi sezon katarków…

… pozwolę sobie wyemitować moją frustrację.

Szanowni moi współpracownicy, towarzysze doli i niedoli, współużytkownicy korporacyjnej klimatyzacji.

Zwracam się do Was z gorącym apelem/prośbą — jesteście chorzy? Siedźcie w domu. Doceniam Wasze poświęcenie, chęć do pracy z katarem, kaszlem i gorączką, ale bądźcie uprzejmi, empatyczni, pomyślcie o innych i weźcie L4, kilka dni urlopu, chorujcie w domu. Wasze kilka dni nikogo w korporacji nie uratuje, prawdopodobnie świat się nie zawali podczas waszej nieobecności, wasza wydajność i tak jest na pół gwizdka, więc zasłużonej premii i tak nie będzie. Dla Was to kilka dni, dla mnie to coś znacznie poważniejszego.

I nie mów proszę, że ten gruźliczy kaszel, to alergia.

Mam leczone SM i chemicznie obniżoną odporność. Katar, który u Was trwa leczony trwa tydzień, a nie leczony siedem dni, u mnie trwa miesiąc i zazwyczaj kończy się poważnymi powikłaniami, nie tylko od strony układu oddechowego, to da się wytrzymać, ale również neurologicznymi. A to wiąże się ze szpitalem, kroplówkami, sterydami i innymi przykrościami.

Przez jeden głupi katar nie wyląduję na wózku, to tak nie działa. Ale imię Wasze milijon, a ja każdy katar od Was złapię, każdy katar przechoruję i każda infekcja ugryzie mój układ nerwowy, który niemałym trudem moim i lekarzy, niemałymi nakładami finansowymi, pracowicie odbudowuję. Nie widać? To dobrze, tak ma być.

Uwierzcie, łatwiej Wam wziąć tydzień zwolnienia lekarskiego, niż mnie brać zwolnienie za każdym razem jak ktoś z Was choruje. Dlatego następnym razem, kiedy chorzy będziecie się pakować do pracy, pomyślcie, że być może w pomieszczeniu w którym pracujecie, w openspace, w zasięgu klimatyzacji nad którą właśnie kaszlecie, siedzi ktoś, dla którego Twoje poświęcenie dla pracodawcy ma zupełnie inny wymiar. I całkiem tego nie widać.

Proszę — nie przychodź chory do pracy.

Dziękuję za pamięć, do niezobaczenia przy najbliższym katarze.

ams

Autor: siwa

Jestem ubogą staruszką zbierającą chrust, laboga

55 myśli na temat “Nadchodzi sezon katarków…”

  1. Podpisuję się pod tym wszystkimi kończynami. Aspekt zdrowotny to jedno, ale aspekt estetyczny też jest ważny – no i nic tak nie irytuje jak nie zapowiedziane serie kichnięć brzmiące jak seria z baterii dział artyleryjskich…

    Polubienie

  2. Rozumiem, że możesz się wkurzać, kiedy ktoś chory przyłazi do pracy. Rozumiem też, że ze względu na obniżoną odporność reagujesz nomen-omen alergicznie na wszelkie kichnięcia w otoczeniu. Ale chyba nie możesz wymagać, żeby każdy z każdym jednym katarem lądował w domu na tygodniu L4 przecież. Nikt na katar, do którego nie przyczepia się nic (zero gorączki, zero chorego gardła) nie daje zwolnień.
    Ja mam lekki katar prawie stale, taki urok z połączenia lekkiej alergii, skrzywionej przyrody i czegoś tam, co sprawia, że kicham i mam katar po zmianie temperatur. Chyba nie wyślesz mnie na wieczne L4 czy tam rentę?

    Polubienie

  3. Nie. Prawdopodobnie Ty wyślesz mnie na rentę.
    Ale napisałam o chorobie nie stałym, lekkim cieknięciu z nosa. Choroba == wirus/bakteria. Jeśli zarażasz — zoperuj przegrodę (refundują, w przeciwieństwie), odczul się, łykaj zyrtec.

    Polubienie

  4. Tyle, że poza gorączką czy grypą (z czym się zgadzam w 100%), piszesz jednak o tym przeklętym katarze, który u 99 osób, które Cię otaczają spowoduje suchość w gardle rano i konieczność zakupienia dużej paczki chusteczek. Koniec dolegliwości.
    Jeśli chodzi o cokolwiek bardziej zjadliwego, bardziej zakaźnego, bardziej szkodliwego – zgadzam się w 100%. Ale jeśli coś, co u 99 ludzi wywołuje lekkie kichanie, a u Ciebie powikłania neurologiczne, to brutalnie, ale szczerze rzecz ujmując, żeby się chronić przed rentą, to Ty powinnaś iść na L4, a nie 99 osób.
    Odporność populacyjna to fajna sprawa. Rozumiem, że warto się szczepić nie tylko w prywatnym interesie, ale też żeby nie zarażać paskudztwami innymi, ale rozciąganie odpowiedzialności na wszystkich dookoła, kiedy chodzi o nie wikłający się katar?

    Polubienie

  5. Dość jasno napisałam — infekujesz, idź na zwolnienie. Nie piszę o suchości w nosie. Powtórzę: katar to wirus/bakteria. Siejesz, siedzisz w domu. Jeśli zwolnienia nie dostajesz, lekarz uważa, że nie zarażasz, siedź gdzie masz życzenie. To jest naprawdę proste. Medycyna to nauka ścisła.
    Szczepić się, z tego samego powodu, nie mogę. Tych z osłabioną odpornością nie szczepią.

    Polubienie

  6. ale dlaczego to 99% populacji ma siedzieć na.. niewiadomo czym, bo L4 za katar się nie dostanie. A jak nawet by się dało wyżebrać – kto z lekkim katarem będzie tracić 20% wynagrodzenia? Nie mówię oczywiście o „cięższych” przypadkach – sytuacja gdzie ktoś z gorączką idzie do pracy jest nie fair wobec innych i pracodawcy. Ale lekki katar gdzie w sumie to nie wiadomo czy się cokolwiek zaraża czy nie… bez przesady.
    Jak masz problem to.. pracuj z domu. A jak już musisz wyjść do ludzi – może po prostu noś maseczkę?

    Polubienie

  7. „z katarem, kaszlem i gorączką”. Lekki katar ma koleżanka Weronika. Ja mówię o ciężko zagrypionych pracoholikach w openspace. Nie uważam również, żeby zarażały hemoroidy, głupota i nieumiejętność czytania ze zrozumieniem.

    Polubienie

  8. Piszesz o „katarze, kaszlu i gorączce”, a potem o samym katarze, który czy leczony, czy nie trwa tydzień. Naprawdę, rozumiem o czym piszesz i popieram, jeśli chodzi o coś poważniejszego. Lekki katar, nawet jeśli zaraźliwy, nie usprawiedliwia i nie powoduje siedzenia w domu przez tydzień.

    Polubienie

  9. Postaram się na przyszłość pisać pełnymi zdaniami, nie używać skrótów myślowych, ani zbyt nie płynąć w metaforach. Rozumiem i zdrowia życzę.

    Polubienie

  10. Nawet jeśli to „lekkie przeziębienie”, a w pracy nie ma siwej z osłabioną odpornością, to wciąż wypadałoby jednak ograniczyć współpracownikom kontakt z chorobą. Jak czasem ktoś pójdzie na „L4” świat się nie zawali. A nawet lepiej będzie jak na tydzień zniknie jeden pracownik, niż jak przez miesiąc będzie smarkało ich większość, a w końcu ktoś mniej odporny i tak na tym L4 wyląduje (albo pójdzie zajmować się swoimi chorymi dziećmi).

    Ale co ja tam wiem… pracuję sam i czasem do biura chodzę, żeby chorobą nie obciążać rodziny (ale nie pracuję wtedy „jak normalnie”)…

    Polubienie

  11. BTW… w naszym kraju panują chore zasady. „Normalne” jest, że na L4 chodzą ludzie zdrowi, żeby „coś załatwić”, żeby przedłużyć urlop, żeby nie dać się zwolnić, bo są w ciąży (bez komplikacji) „i im się należy” itd.
    A jak ktoś już jest chory, to póki jest w stanie na nogach się utrzymać, to lezie do roboty i zaraża…
    I obie patologie bywają podtrzymywane zarówno przez pracowników, jak i pracodawców.

    Polubienie

  12. „siwa z obniżoną odpornością” nie jest jakimś unikatem. To samo dotyczy rodziców małych dzieci, kobiet w ciąży (nie chcemy ich wysyłać na zwolnienie), osób starszych, chorych na milion chorób przewlekłych i niekoniecznie.

    Polubienie

  13. My ostanio mieliśmy ciekawy przypadek w pracy. Kolega na urlopie załapał półpaśca. Jeszcze nie całkiem zdrowy chciał przyjśc po laptopa żeby pracować w domu… Szef został zobowiązany przez zespół do niewpuszczania go do biura i wystawienia mu torby za drzwi i cofnięcia się ;-)

    Polubienie

  14. Po części. Substancja znana, ale forma podawania niekoniecznie. Trzecia faza badania klinicznego nad interferonem w tabletkach.
    Big Pharma, a nie altmed.

    No i tego się nie leczy, usiłuję nie dopuścić, żeby się rozkręciło.

    Polubienie

  15. Problem w tym, że to nie jest zerojedynkowe. Czasem ktoś jest przeziębiony lekko i nawet coś łyka, a na drugi dzień jest zdrowy… Albo całkiem rozłożony.
    Problemem jest raczej openspace i klima. Pogadaj z pracodawcą, niech Ci da pokój z 2-3 osobami.

    Polubienie

  16. Decyzję chory/zdrowy zostawiłabym lekarzom.
    Nie jest prosto z takimi pomieszczeniami w mojej pracy. Poza tym klima lata rurami po całości. Zaraza jest sprawiedliwie rozprowadzana.

    Polubienie

  17. w cywilizowanych krajach kamery termowizyjne wyłapują zasyfionych i ochrona wyprowadza delikwentów gdzie trzeba…

    osobiście nie trawię osobników kichających demonstracyjnie coby pokazać jacy są oddani Instytucji (częsty przypadek). Oczywiście jak taki skręci sobie nogę (która nie jest mu w pracy do niczego potrzebna) to nie ma go minimum przez miesiąc.. ( disklajmer – R. do nie do Ciebie ).

    Polubienie

  18. Mam leczone SM i chemicznie obniżoną odporność. Katar, który u Was trwa leczony trwa tydzień, a nie leczony siedem dni, u mnie trwa miesiąc i zazwyczaj kończy się poważnymi powikłaniami,

    i cała kampania „odpowiednio leczone SM pozwala na normalne życie” wzieła w łeb …

    Polubienie

  19. Dzięki koledze „pochodzę chory do pracy” przez cały urlop bolało mnie gardło, smarkalam i kichalam. Udało mi sie chyba też zarazić znajoma. Niestety, średnio dało sie wrócić.
    Mam nadzieję, że lokalna ciezarna sie nie zarazila, podobnie rodzice małych dzieci.
    Rozumiem, że może komuś być szkoda tych 20%, że są katary alergiczne, ale ludziom z zapaleniem oskrzeli mówimy „do widzenia”.
    Z drugiej strony – gdy chorowalam na krztusiec, lekarze przez miesiąc tłumaczyli mi, że jestem zdrowa i taka moja uroda, że kaszle, więc chodziłam testować pekab w pracy

    Polubienie

  20. Jak czytam teksty o tym, że kogoś nie stać na niepracowanie przez tydzeń i widzę perspektywę renty (490 zł) do końca życia, to mam ochotę przy następnym gieroju zadzwonić do PIP i Sanepidu.

    Polubienie

  21. Jeśli ktoś „nie ma prawa do L4/urlopu”, a jednocześnie pracuje z innymi ludźmi, to coś bardzo nie tak jest ze strony pracodawcy. Zarówno chory jak i jego współpracownicy mają tam pewnie większe powody żeby uciec. Zakładam, że sytuacja o której pisze siwa to taka, gdzie „L4”, czy inny odpowiednik funkcjonuje.

    „nie stać żeby nie pracować przez tydzień”… jasne… chyba że to akurat wczasy nad morzem, to wtedy stać. Ważne, że się widzi czubek własnego nosa i nic więcej. Trochę empatii, ludzie…

    Polubienie

  22. I żebyśmy byli piękni, zdrowi i bogaci. I na umowach o pracę :> I żeby nikomu z nas stówka czy dwie mniej pensji nie robiła różnicy. Przecież my nie z tych, którzy budżet mają dopięty do każdych 50zł, prawda? Tyle w temacie empatii.

    Polubienie

  23. No właśnie, i dlatego zamiast samemu/samej iść na parę dni L4, lepiej zgrywać twardziela i zabrać KILKU innym osobom jednocześnie „stówkę czy dwie” z pensji, dodatkowo uprzykrzając codzienną pracę swoim smarkaniem i/lub kasłaniem ORAZ (jak widać na załączonym obrazku) być może narazić kogoś na poważniejsze komplikacje. Genialne.

    Polubienie

  24. Serio chcesz licytować koszty? Nie te moralne, ale w PLNach? Gratulacje. Tak samo nie jest moją winą, że masz kiepską pracę, jak Twoją, że mam kiepskie zdrowie.
    Z jedną różnicą, że ja zdrowia zmienić nie dam rady.

    Polubienie

  25. Nie mam kiepskiej pracy. Jeśli potrzebuję, idę na L4. Jeśli moje dzieci są chore i nie mam im jak inaczej zapewnić opieki – idę na L4 ja, albo ich ojciec, na zmianę.
    Piszecie o patrzeniu dalej niż czubek własnego nosa. No to proszę: powiedz wszystkim tym, którzy mają kiepską pracę i nie mają kasy na tygodniowe l4 z powodu kataru i kaszlu, że niech sobie znajdą lepszą, bo to przecież taki pikuś. A media to przesadzają z umowami śmieciowymi i traktowaniem pracowników, bo to pewnie wszyscy sami chętnie na takie umowy poszli, żeby na składeczkach pooszczędzać. Powiedz im, że jak kichają, to się mają zamykać na tydzień w domu, żeby byli empatyczni.
    Ludzie nie chodzą do pracy chorzy, bo mają nawalone we łbach.

    Polubienie

  26. Ludzie w większości przypadków, a na pewno 100% tych, które obserwuję, chodzą chorzy do pracy, bo uważają, że:
    1. są tacy zajebiści i poświęcają się dla Firmy
    2. uważają, że są niezastąpieni
    3. nie myślą
    4. boją się szefa (nie słyszałam w tej firmie o zwolnieniu przez chorowitość, nawet jak były zwolnienia grupowe)

    Polubienie

  27. @weronika: siwa mówiła o swojej pracy i pewnie wie kto może sobie na co pozwolić. Ja też mówiłem o swoim doświadczeniu. Naprawdę, nie ma potrzeby, żebyś akurat w tej dyskusji brała się za obronę uciśnionych w fabrykach. Raczej nikt tu ich nie miał na myśli.

    BTW… nie przypominam sobie zasmarkanej i zakaszlanej kasjerki w markecie… a podobno tam wyzysk straszny… A w wygodnych klimatyzowanych biurach, gdzie pracuje klasa średnia to częsty widok…

    To o czym tu mówimy, to ludzie, którzy naprawdę mogliby czasem nie pójść do roboty.

    Polubienie

  28. No patrz, ja wczoraj zakatarzonego pana z ochrony widziałam. Ale one zapewne nie w korpo pracuje.
    I Siwa pisała o jednej sytuacji, a masz w komentarzach odpowiedzi, że nie każdy może liczyć na takie ‚luksusy’. Obracasz się – i Ty i Siwa – jedynie w kręgu osób na normalną umowę o pracę, z ludzkimi szefami i przychodnią o krok?

    Polubienie

  29. Ludzcy szefowie tak, nawet jak „śmieciówki” to mają jakoś umówioną kwetię choroby. I, o ile wiem, nie jest to tak, że „nie ma cię — nie płacimy”.
    I nie pracuję w tak dobrze strzeżonym korpo, żeby w openspace siedział z nami ochroniarz. Wbrew temu co mówią, nie jesteśmy wycieczką młodzieży z Izraeala.

    Polubienie

  30. U mnie natomiast największym zagrożeniem epidemiologicznym jest rok w rok szefowa, która spokojnie mogłaby siedzieć w domu i tam się kurować lub pracować. Nikt mi nie wmówi, że ona to robi dla kasy :->

    Polubienie

  31. Na mojej śmieciówce łaskawie pozwalają zagrypionym (i innym chorym) pracować z domu. Dla równowagi czas pracy rozliczają dosłownie co do sekundy, ale za niepracowanie nie dostaje się nic.

    A co do mierituma: moim zdaniem apelowanie do solidarności pracowników nic nie da, ani tym bardziej odwoływanie się do argumentacji że firma per saldo straci (bo się pół działu pozaraża), bo to jest zadanie managementu. A jeśli ten ignoruje (albo co gorsza: premiuje) taką nomen omen chorą sytuację, to jest generalnie przekichane (dwa omenomeny w jednym zdaniu, to już chyba przesada ;).

    Polubienie

  32. @siwa Jak najbardziej da się pracować z gipsem. Ćwiczyłem to i z ręką w gipsie i z nogą w ortezie. W pierwszym przypadku miałem alternatywę taką, że siedziałbym na zwolnieniu w domu i klikał na kompie, w pracy mnie potrzebowali (mimo niższej wydajności I/O), a pracuję głównie głową, jednak. W przypadku ortezy różnica była taka, że miałem ciekawą konstrukcję z kartonów pod biurkiem, żeby móc komfortowo usiąść. Się da jak najbardziej.

    Piszecie o zapaleniu oskrzeli – zły przykład. Zapalenie oskrzeli ma wiele powodów i jest mało zakaźne. Jak najbardziej warto iść na L4, ale nie ze względu na zarażanie, a ze względu na dobro chorego (możliwe powikłania).

    Zresztą, to jest kwestia zdrowego rozsądku. Jak miałem podejrzenie różyczki u dziecka (yep, podejrzenie, lekarze nie wiedzą…), to poszedł mail, że w pon. robię zdalnie, a jak się nawet pojawię w tygodniu, to osoby w ciąży i planujące proszone są o trzymanie się z daleka (yep, lekarze nie wiedzą). Ponieważ miał być komplet objawów najdalej w pon., a nie było, we wtorek byłem w pracy. Córa nie miała różyczki.

    W sezonie katarowym jak każdy z katarem weźmie L4 (załóżmy, że dostanie), to zostanie 25-40% składu. Fajnie się o tym L4 pisze, jak się za to nie płaci, ale od strony pracodawcy jest to raczej: chorzy do domu, reszta do pracy. Pamiętam, że w liceum/na studiach potrafiła kaszleć większość klasy. Lekkie infekcje w sezonie są czymś normalnym…

    Openspace i klima to wynalazki szatana i po prostu zbytnie zagęszczanie pracowników. IMO to, że parę osób lekko przeziębionych nie przyjdzie niewiele poprawi Twoją sytuację – w sklepach i przy produkcji żywności nie ma komfortu zdalnej pracy, więc jak tam przyjdzie jedna osoba chora, to dopiero robi zagrożenie.

    Polubienie

  33. Przydałaby się jeszcze akcja uświadamiająca pracodawców. W firmie znajomego obowiązywała, uwaga, PREMIA ZA BRAK L4. Więc ludzie łakomi na kasę przychodzili do pracy dogocąc z gorączki. Krew mnie zalewała jak o tym słyszałam. Oraz wszędobylskie „ale jak się dobrze czujesz to może przyjdziesz..?” Nie, nie przyjdę, jestem chora, rozsiewam prątki, srajcie się.
    Oraz naprawdę, jak do kogoś nie przemawia empatia i wzgląd na dobro bliźniego, niech sobie poczyta o grypowych powikłaniach. Zdrowie własne jest tylko jedno, a o ile nie pracujesz na OIOMie, to z powodu twojej nieobecności świat się nie zawali (a jak nawet pracujesz, to tym bardziej trzymaj swoje bakterie w domu)

    Polubienie

  34. Pójście (przejazd, pewnie zbiorkom lub taksa) i siedzenie w poczekalni z innymi chorymi jak się ma obniżoną odporność (przeziębienie) też nie są obojętne, ani dla otoczenia, ani dla „chorego”.

    Polubienie

  35. Bardzo mnie zastanawia, jak niektóre osoby bronią swojego świętego prawa do świadomego zarażania bliźnich. Nie podoba mi się to. Sama jestem nieco na bakier z własnym układem odpornościowym (w nieporównywalnie mniejszym stopniu niż Ty) i naprawdę współczuję. Ale, jak widać z komentarzy – ty se mów, ja se zdrów (umownie zdrów, rzecz jasna).

    Polubienie

  36. Rozumiem, pozdrawiam i popieram, żona jeszcze bardziej!
    Dla kontrastu dodam argument z drugiej strony. Podobnie jak 3 komentarze temu – u mnie w regulaminie pracy stoi, iż w przypadku przebywania na L4 więcej niż 1(!) dzień zostaje zabrana całość premii – średnio ok. 16-20% podstawy (korporacja, umowa o pracę) W takich przypadkach wybieram urlop (do 0,5 miesiąca premia zabierana proporcjonalnie, powyżej leci całość)

    Polubienie

  37. @ejdzej: Jeśli umowy śmieciowa, o której piszesz, to zlecenie, to na niej zwolnienia lek. mogą być płatne. Wystarczy zadeklarować opłacanie dobrowolnego chorobowego (2,45% podstawy wymiaru). Radzę więc osobom pracującym na zlecenie odżałować te grosze, jeśli nie chcą tracić pieniędzy z powodu choroby.
    Co ciekawe za zwolnienie lek. zleceniobiorcy od 1 dnia zwolnienia płaci ZUS (za zwolnienie lek. pracownika pierwsze 33 dni płaci pracodawca, a ZUS dopiero od 34. dnia).

    @weronika: Jaka oszczędność na składkach od śmieciówek? Jedynie zatrudniając studentów można na nich oszczędzić. Ale zatrudniając osobę na zlecenie, która nie ma innego tytułu ubezpieczenia, trzeba zapłacić od jej wynagrodzenia wszystkie składki jak od umowy o pracę (poza chorobową, która jest dobrowolna dla zleceniobiorcy i to on, a nie zleceniodawca, decyduje czy chce mieć płacone za zwolnienie, czy nie).

    Polubienie

  38. Nikt nie chce nikogo zarażać. Chorzy nie powinni przychodzić do pracy. Ale nie dajmy się zwariować – katar to nie choroba, tak samo przeziębienie. I tak większość tu obecnych ma lepiej niż kasjerka w markecie, która ma gwarancję kontaktu z chorymi. W tym konkretnym przypadku najlepsza jest rozmowa z pracodawcą. Jeśli nie pomieszczenie, to może praca zdalna lub częściowo zdalna?

    Polubienie

  39. Katar to choroba wirusowa albo alergia. Alergików zostawiamy na boku. Nie ma też czegoś takiego jak przeziębienie, jest infekcja wirusowa lub bakteryjna. I od indywidualnej odporności zależy jak kto infekcję przechodzi.
    Premia zazwyczaj nie jest za czas, tylko za wykonanie zadania. Ja przynajmniej w życiu nie dostałam premii za brak absencji w pracy.

    Polubienie

  40. Tak, jasne, jak pójdę z samym katarem do lekarza, to na pewno dostanę zwolnienie. I pracodawca wcale nie uzna braku połowy albo więcej składu z powodu kataru za miganie się od pracy. Ale tak, to jest infekcja wirusowa lub bakteryjna. W ogóle wirusy i bakterie są wszechobecne. A żeby było jeszcze śmieszniej, to można być nosicielem nie mając żadnych objawów…

    I jeszcze: przesadzasz z zaraźliwością. Bywało, że przy bliskich kontaktach (spanie w jednym pokoju) chorowała (albo był zdrowa) tylko jedna osoba. Nie kojarzę sytuacji, gdy wszyscy byli chorzy.

    Co do premii: są albo regulaminowe, albo uznaniowe. Regulaminowe ciężko za konkretne zadanie dać (chyba, że za wykonany określony procent planu). I na koniec powiedz mi, jak pracownik leżący na L4 ma wykonać zadanie? Jasne, w szczególnych przypadkach się da, ale to się bardziej pod pracę zdalną łapie. Przy czym kontakt telefoniczny/skype IMO zwykle ma większy narzut, niż osobisty. Czyli pracownik, żeby zrobić to samo zadanie musiałby pracować dłużej i za mniejsze pieniądze (zmniejszona podstawa na L4). Bardzo motywujące.

    Polubienie

  41. Reklama, co nóż w kieszeni otwiera.Święta, czyli u rodziców. U rodziców, czyli z TV. Z TV, czyli reklamy w przerwach filmu. Bo filmy całkiem znośne puszczają, jak to w święta. Nie wiem, czy kwestia pory roku, czy to standard, ale w reklamach stadami lekarstwa. Jedno po drugi[…]

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do anka Anuluj pisanie odpowiedzi