Z podróży służbowych

Im jestem starsza tym bardziej nie lubię się spóźniać. Ale i tak dokonałam próby wejścia na pokład samolotu do Mediolanu, zamiast do Wrocławia, co skończyło się wyczytaniem mojego nazwiska na pół lotniska.

Samolot (Embraer 195) leciał 30 minut i wyglądał jak PKS. Ten którym wracałam nazywał się Bombardier i miał śmigiełka na skrzydłach. Jakoś nie wzbudziło to mojego entuzjazmu, zwłaszcza, że zawinął regularną agrafkę nad Warką i Grójcem, więc miałam wrażenie, że nie może trafić w pas.

Z racji, że mam wrażenie, że całkowicie wypełniam fotel samolotowy moim BMI19, nie dziwię się, że co jakiś czas ktoś wymyśla, że osoby zajmujące więcej niż jedno miejsce, płacą za więcej niż jedno miejsce.

Zabawne — przy wsiadaniu w Warszawie nikt nie obejrzał żadnego dowodu tożsamości. Następnym razem kupię bilet na nazwisko Skabiczewska. A powrotny na Panajew. We Wrocławiu już mnie wylegitymowano, co nie przeszkodziło panu lotniskowemu zwrócić się do mnie:

— Proszę pana dowód.

— Dziękuję pani — odpowiedziałam bez wahania brodatemu funkcjonariuszowi.

Do tego dramat, wypisuje mi się długopis. Przy konieczności wyłączenia elektroniki dostałam ataczku paniczki i zespołu odstawienia typowego dla grafomana. Bezzasadnie, bo teraz każą tylko wyłączyć łącznośc bezprzewodową. Pisać wolno, a siedzący koło mnie pan wysyłał maile z Outlook Expressa przy lądowaniu.

To czym ja się miałam przejmować.

A tak w ogóle chciałabym kiedyś pokołować Embraerem. Startować nie muszę, ale po płycie lotniska dałabym radę.

Autor: siwa

Jestem ubogą staruszką zbierającą chrust, laboga

6 myśli na temat “Z podróży służbowych”

  1. „Zabawne — przy wsiadaniu w Warszawie nikt nie obejrzał żadnego dowodu tożsamości.”

    Lot krajowy? To to powinno być normalne, a nie zabawne. Bo niedługo i w autobusach miejskich będą chcieli nas legitymować (w pociągach już to robią, jak ktoś bilet z Internetu ma)…

    Polubienie

  2. hyhyhy…
    Kiedy tropiłam prawo jazdy mego męża, zaginione w odmętach biurokratycznej czasoprzestrzeni, ostatnia osoba odbierająca telefon na końcu długiego łańcucha innych ludzi, nie przedstawiła się.
    – Może mi pani powiedzieć swoje imię i nazwisko?- poprosiłam.
    – Moje imię i nazwisko?
    – Tak
    – Ja się, proszę pani, nazywam Zbigniew C.

    No co? Głos miał damski…
    Ale żeby ciebie z facetem pomylić?! Patrzą tylko na objętość klatki piersiowej?

    PS. No nareszcie!!!Coś innego niż migawkowe kilka słów. <cieszy sie>

    Polubienie

  3. @takajedna — mój ojciec miał to samo, na szczęście Bysiek ma głos po swoim.
    Fryzura, portki, tiszert? Cholera wie. Chłopczyku do mnie regularnie mówili.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do takajedna_ja Anuluj pisanie odpowiedzi