Kota Paprysia przygody

Okazało się, że moje koty nie tylko wiedzą jak się nazywają, nie tylko wiedzą jak się nazywa ten drugi, nie tylko wiedzą jak my się nazywamy, ale wiedzą też jak do siebie mówimy.
Na oknie stoi miska kota Gucia z żarciem tłustym, kocięcym. Pokój pusty, Aleksander wchodzi jak zwykle nieinwazyjnie, co postronny obserwator może przeoczyć. W przeciwieństwie do mojego wejścia, które jest trudne do przeoczenia dla wszystkich osób w budynku.
Na oknie w pozycji kucznej, w pościechu, tłuste kocięce spożywa Papryś. Papryś-foka, dodajmy, dieta jest konieczna.
— Paprysiu? — mówi pan Aleksander pytająco.
Papryś zagęszcza ruchy paszczą i w spożywaniu pojawia się pewna nerwowość.
— Paprysiu?!! — ponawia pan Aleksander.
Nerwowość wzrasta, ale proceder nie ustaje. Papryś je, jakby za rogiem czyhała na niego nagla śmierć głodowa i puchlina wodna.
— KOCHANIE CZY… — woła pan Aleksander niepewny, czy należy interweniować czy zezwolić na odrobinę rozpusty.
Na dźwięk słowa „kochanie” Papryś zrywa się od guciowej miski, z popłochem spogląda w drzwi i w panice oddala się na z góry upatrzone pozycje w kartonie po bananach.
Wchodze do pokoju. NIGDY NIC NIE JADLEM, UMRĘ TU Z GŁODU — mówi pozycja wielkiej krewety w kącie.

Autor: siwa

Jestem ubogą staruszką zbierającą chrust, laboga

2 myśli na temat “Kota Paprysia przygody”

Dodaj komentarz