Call me Nelson

Za czasów komuny głębokiej kursował dowcip, jak to Chruszczow konferował z Breżniewem o sukcesach armii Związku Radzieckiego. Czy też może raczej braku sukcesów.

— Jak się nazywał ten angielski admirał, co oka nie miał?
— Nelson.
— A ten co Napoleona tłukł? Oka nie miał.
— Kutuzow. Czemu pytasz?
— Bo może byśmy Greczce oko wyłupili?

Wspomniałam dowcip ciepło jak mojemu ojcu, znanemu jak Fuhrer odkleiła się siatkówka. Fuhrer nie był miętki i jedynym odczuwalnym efektem było regularne obcieranie samochodu. Stereoskopia jednak mu nawaliła. Dożył bez tej siatkówki wieku sędziwego, prowadząc do ostatniej chwili.

Kolejną ofiarą karmy-suki okazał się mój teść, za młodu pan od PO, trenujący młodzież w strzelaniu z KBKS, obeznany z bronią wszelaką i prawem jazdy wszystkich kategorii. Otóż pewnego sylwestra wystrzelił sobie petardę w oko. Klasycznie. Nie odpaliła, to zajrzał dlaczego. Nigdzie więcej już tym okiem nie zajrzał.
Opowiedziałam teściowi dowcip o Greczce. Śmiał się. Prowadzi. Widocznie mniej mu nawaliło, bo samochodu, w przeciwieństwie do Fuhrera, nie obciera.

Jak już żeśmy się pośmiali, to okazało się, że jak nie urok to sraczka, że tak pozwolę sobie nieelegancko skomentować. Nie wiem czy wyprodukowano mnie z wadliwego materiału, czy źle odżywiali w dzieciństwie, czy też mam złe geny, ale w zasadzie moja zapadalność na upierdliwe choroby zaczyna mnie, delikatnie mówiąc, irytować. Moja rodzina mać kwituje to jednym zdaniem, pełnym obrzydzenia:
Czy ty we wszystkim musisz być podobna do ojca?

Kurwa, madames et monsieurs, ladies and geltelmans. Przede mną walka o siatkówkę albo przyszłość jako jednooki żeglarz, bardziej podobny do tatusia niż by chciał. Zaczynam być zwolenniczką teorii, że jednak w neolicie było fajniej, bo wymierało się koło trzydziestki.
No i w neolicie nie było lasera i nikt bym go nie chciał pakować w oko.

Nienawidzę opowiadać o swoim zdrowiu, ale kiedyś chyba usiądę i spiszę gdzieś na karteczce, najpierw wszystkie dolegliwości na które od trzeciego roku życia próbowałam umierać. Jak widać nieskutecznie. Potem liczne wypadki, choroby i wydarzenia losowe, które złamały mi świetlaną karierę i zmusiły do zweryfikowania planów życiowych.  A na wszelki wypadek przestanę chodzić do lekarzy, bo gdzie nie pójdę, gdzie mi nie zajrzą, to na bank coś znajdą. To zaczyna być męczące.

Znam kilku osób, które ochoczo zmyślają sobie choroby, przerysowują istniejące i generalnie lubią chodzić po lekarzach. A w chwilach wolnych od opowiadania o swoich dolegliwościach, przekopują internet w poszukiwaniu nowych metod leczenia. Czy któryś z nich nie chciałby może mojej karty zdrowia? Naprawdę, może obsłużyć pluton hipochondryków.

Oddam chętnie, ja akurat nienawidzę lekarzy i nienawidzę się leczyć.

Autor: siwa

Jestem ubogą staruszką zbierającą chrust, laboga

9 myśli na temat “Call me Nelson”

  1. Nie wiem, jak poważne masz to odklejanie, ale lasery to dobro. Jak x lat temu wylaserowano mi oba oczy (bo w obu się odklejało), tak do tej pory mam spokój. Trzymam kciuki, żeby się dało załatać sprawnie i na długo :)

    Polubione przez 1 osoba

    1. Na razie zwyrodnienie i chcą przyklejać profilaktycznie. Mam traumę przed dłubaniem w oku. Aaaa.
      Do SM już się przyzwyczaiłam i je poniekąd „oswoiłam”.
      To całkiem nowość :(

      Polubienie

      1. Będzie dobrze :) Mnie też wiele lat np wzdrygało przed ładowaniem sobie do oka szkieł kontaktowych… Laser da się spokojnie wytrzymać, to nie jest mocno uciążliwy zabieg. Tylko dobrze jest pamiętać o okularach przeciwsłonecznych, bo ztcp to po atropinie jest robione…

        Polubione przez 1 osoba

    1. Zaćmę miała laserowaną moja teściowa. Też ma kłopoty w słońcu. Podobno po siatkówce tak niekoniecznie musi być.
      Na razie nie noszę i nie schylam się. Zobaczymy co dalej. Dzięki mt3o za dobre słowo, mamie zdrowia.

      Polubienie

  2. Siwa, lasery są dobre. Skoro moją siatkówkę przykleili (też zwyrodnienie, czy coś w ten deseń), a nie wypalili, jakieś 27 lat temu, to i z Twoją sobie poradzą. Z moją nic się nie dzieje od tego czasu. A wtedy, tych 27 lat temu, znieczulali oko, przykładali do tego oka coś, co wyglądało jak połowa lornetki, i obracali tym cudem. Nie bolało, choć uczucie ślizgania czegoś po gałce ocznej było dość specyficzne (i nadal je pamiętam ;-) ). Nie wierzę, żeby nadal robili to tym samym sposobem!!! ;-)))

    Polubienie

    1. Mucho,
      robią to dokładnie tak samo. Myzianie tym zimnym po oku robia też przy badaniu. Znieczulają. Nie lubię, ale wytrzymuję. Lasera się boję, bo się naoglądałam StarTreka i mam wizję, jak mi wychodzi z tyłu głowy :/

      Polubienie

Dodaj odpowiedź do browar Anuluj pisanie odpowiedzi