Beskidy. Stoję na tarasie i kontempluję krajobraz banalny w urodzie, ale kojący.

Poziom zadowolenia 9/10. Na podwórko wchodzą dwie osoby…
– Kto pani zdaniem jest źródłem szczęścia i zrozumienia w rodzinie?
– Pierzasty wąż Quetzalcoatl.
– Słucham!?
– Moim zdaniem źródłem szczęścia jest pierzasty wąż Quetzalcoatl.
– Tak pani zatem uważa.
– Tak. Właśnie tak uważam.
– Do widzenia.
– Do widzenia.

Z cyklu Mężczyzna spełniony…

Parkuję pod siedzibą Poleskiego Parku Narodowego, na tyle parkingu, trochę przypałowo, ale z sensem. AJS leci do siedziby celem skorzystania z dobrodziejstw cywilizacji. Przy okazji zamyka kampera z moimi kluczykami w środku. Widzę je w stacyjce.

Mija całkiem sensowna chwila, pan obok życzy wyjechać. Wyprowadza go małżonka. Pan zdegustowany wypowiada się o małżonce krytycznie. Pomagam małżonce, bo głównie boi się, że zahaczy o mojego kampera. Macham zachęcająco, co w międzynarodowym języku kierowców znaczy „dawaj pan, zmieścisz się!”

Istotnie, pan się mieści  i otwartym oknem przejeżdża koło mnie, patrzy na małżonkę jakoś obelżywie i JUŻ CHCE COŚ POWIEDZIEĆ, ale jestem szybsza:
— No, ja STRASZNIE pana przepraszam, przeparkowałabym, ale mąż zamknął mi kluczyki w środku. Tak to proszę pana mężczyźnie dać kluczyki od samochodu!!!!

Pan się zawiesza.
AJS nadchodzi i patrzy na faceta z mieszaniną rozbawiania i dumy. Jego wyraz twarzy znaczy: co? nie wytrzymałbyś dwudziestu minut, a ja już prawie dwadzieścia lat!

Awantura.

Pan rowerzysta w słowach niewyględnych mówi panu w samochodzie, że wyjeżdżając nie powinien zastawiać ścieżki rowerowej i przejścia dla pieszych. Pan w samochodzie odpowiada językiem równie mało parlamentarnym. Podjeżdżam i też nie mogę przejechać, gdyż pan w samochodzie, a ewentualny objazd blokuje pan na rowerze.

— Będą się panowie tutaj bić!? — pytam zainteresowana i jest to pytanie z cyklu „słowa, które wypadają ze mnie zanim się zorientuję”. Panowie Na chwilę zapzestają awantury i patrzą na mnie. Udaję, że mnie nie ma, więc wracają do ubliżania sobie nawzajem. Pan w samochodzie pyta retorycznie:
— To co ja mam, kurwa, zrobić jak chcę wyjechać!?
— Prawidłowo, to cofnąć się przed przejście dla pieszych i nas przepuścić — słyszę, że mówię i zaczynam żałować, bo postury, jak wiadomo jestem nikczemnej, a facet jest metr ode mnie.

I wtedy dzieje się coś, czego się nie spodziewamy… Otóż, nie uwierzycie. Facet w samochodzie wrzuca wsteczny i się cofa. Za przejście.

Zdziwiłam się ja, jeszcze bardziej zdziwił się awanturny rowerzysta, nawet cofnięty pan w samochodzie wyglądał na zdziwionego.
— JA PIERDOLĘ — wrzasnął dla równowagi.
— Niech pan tutaj lepiej nie pierdoli, bo się ludzie będą z pana śmiali — wypada ze mnie na pożegnanie i uciekam.

Serio, nie zdawałam sobie sprawy z mocy sprawczej słów, które wypadają ze mnie zanim zdążę się zastanowić.