Wspinanie dla opornych — szybki przegląd podstawowych pojęć

Wspinanie ogólnie rzecz biorąc polega na przemieszczaniu się w pionie. Najpierw mozolnym do góry, a potem szybko w dół. W opcji optymistycznej w sposób kontrolowany. Wspinać się można po wszystkim, ale regał przestaje być atrakcyjny już dla trzylatka. To o czym piszę dotyczy wspinania na sztucznych ściankach i w skałkach. We fragmentach mogę pojawić się Tatry.

Do wspinania używa się rąk i nóg. I głowy. Cała reszta służy do asekuracji. To nie bungie ani park linowy. Techniki hakowe chwilowo pomijamy. Do wspinania należy mieć odpowiednie przełożenie korby do torby oraz psychę. W dużym skrócie należy mieć tyle mięśni, żeby dać radę iść do góry i na tyle odporności psychicznej, żeby się nie bać. Wspinacze płci obojga są zazwyczaj umięśnieni ale cherlawi. W ubraniu wyglądają jak niepozorne pokurcze. Psycha przydaje się niezależnie od masy.

Żeby było w miarę bezpiecznie używa się liny. Lina może być dynamiczna (rozciągająca się pod obciążeniem) i statyczna (sztywna). Linę zaczepia się do uprzęży na wysokości pępka. Uprząż to takie solidne majty z taśmy. Drugi koniec liny wpina asekurant, czyli ten człowiek, który się aktualnie nie wspina tylko asekuruje i trzyma linę wpiętą w przyrząd asekuracyjny — urządzenie, które pozwala zablokować linę, jak wspinający się odpadnie albo ją obciąży. Przyrząd asekuracyjny służy też do opuszczenia delikwenta na dół, jak już drogę skończy, a linę wepnie do wzmocnionego karabinka na samej górze.

Asekurowanie bywa zabawne, szczególnie jeśli asekurant jest lżejszy od prowadzącego.
Patrz ilustracja.

Wspinać można się z asekuracją dolną — lina od wspinającego się człowieka idzie do dołu, lub górną — do góry. O free solo nie będę pisała, to wariaci.
Jak lina idzie do góry, to jest w miarę jasne, w przypadku odpadnięcia wisi się na sznurku, mniej więcej zgodnie z grawitacją planety. Asekuruje zazwyczaj białko, acz na ściankach wspinaczkowych zdarzają się już systemy autoasekuracji. Wspinacz wpina się do taśmy na sprężynie, która się zwija w miarę podchodzenia i powoli opuszcza go na dół, jak odpadnie. Jeśli z górną asekuracją asekuruje człowiek, to lina przewleczona jest przez bloczek na szczycie lub pod sufitem, w jeden jej koniec wpięty jest wspinacz, w drugi asekurant. Ta metoda nazywa się „na wędkę” co powinno nieco rozjaśnić opis. Jeden wchodzi do góry, drugi wyciąga mu sprzed nosa linę zaczepioną o bloczek. Krzywdę sobie zrobić jest bardzo trudno. Nie, żeby się nie dało, ale łatwo nie jest.

Sprawa się komplikuje, jak obaj, wspinacz i asekurant, stoją na ziemi, a lina leży obok. Wtedy ten który się wspina musi tę linę ze sobą zabrać, po drodze zamocować, żeby mieć na czym zawisnąć jak odpadnie. Na sztucznych ściankach co dwa, trzy metry są specjalne plakietki z taśmą i karabinkiem do wpięcia się — to przeloty. Od ziemi do sufitu jest kilka/kilkanaście przelotów, w które się człowiek wpina. Jak łatwo policzyć, jeśli się odpadnie maksymalnie leci się cztery metry. Wpinamy się w przelot, następny dwa metry nad nami. Idziemy do góry. Mamy szczęście — odpadamy tuż nad przelotem. Albo na nim zawisamy dobrowolnie, prewencyjnie, w sposób kontrolowany, żeby odpocząć. Wtedy zawisamy i już. Wisimy. Gorzej jak przejdziemy te dwa metry i odpadniemy tuż pod kolejnym przelotem. Wtedy lecimy dwa metry do przelotu, dwa metry poniżej, bo mamy dwa metry luźnej, niezamocowanej liny. Można przydzwonić.

Wspinanie z górą, na wędkę, zdaniem wyczynowców (patrz moje rodzone dziecko) się nie liczy. Wspinanie z dołem jest sportowe, trudne i przede wszystkim zajmuje głowę. Psyche jest ważniejsze niż buła.

Na ściankach wspinaczkowych przeloty dostarcza ścianka. Wiszą sobie ekspresy, czyli dwa karabinki połączone kawałkiem taśmy. W skałkach i na niektórych drogach tzw. obitych są ringi — kółka do wpięcia asekuracji. Wpina się w nie własne ekspresy.

W obu przypadkach jak się skończy drogę (dojdzie do góry, na górę albo zrezygnuje w połowie) asekurant opuszcza wspinacza na dół — mniej lub bardziej delikatnie. Najfajniejsze są zjazdy w pełnym lufcie, kiedy nie można przywalić w ścianę. Osobiście polecam zjazdy speleologów. Szybko i precyzyjnie.

W dużych górach jest jeszcze trochę inaczej, ale o tym na razie pisała nie będę więc instrukcja będzie, jak się będzie mogła przydać.
Gdzieś w internecie jest to pewnie lepiej opisane i okraszone rysunkami, ale na razie wystarczy tyle.

Jeśli doczytałeś/doczytałaś do tego miejsca, a nigdy w życiu nie miałeś/aś nic wspólnego ze wspinaniem, daj znać czy coś rozumiesz. Bo tłumaczenie nigdy nie było moją dobrą stroną, a celowo nie użyłam linków do obrazków poglądowych. Takie ćwiczenie leksykalne…

 

Autor: siwa

Jestem ubogą staruszką zbierającą chrust, laboga

8 myśli na temat “Wspinanie dla opornych — szybki przegląd podstawowych pojęć”

  1. Przy zjazdach mogłabym poczytać więcej opisu czym się różni wróbelek. Ogólnie rozumiem jednakże.
    Jakoś się zabiera ze sobą tę asekurację, co się wpinało po drodze, czy tak zostają śmieci, następny zdejmie, żeby swoje wpiąć?

    Polubienie

    1. Strasznie drogie śmieci ;))))
      Na dużej ścianie, ten drugi wchodzi jako drugi i zabiera. Na małej przy zjeździe zbiera po drodze. To ekologiczny sport, nic nie zostaje ;)

      O zjeżdżaniu będzie osobno, bo jest takie super ;D

      Polubienie

  2. Ja zrozumiałem, ale mam kolegę wspinacza więc mam handicap. Opowiadał mi to kiedyś. Natomiast porządnej liny to chyba w ręku nie miałem, bo ztcw żeglarskie się nie nadają.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Zuzanka Anuluj pisanie odpowiedzi